Gdy mąż narzeka na żonę, lub odwrotnie, mówi się czasami „widziały gały, co brały”. W opisywanej historii nie widziały, bo nie miały takiej możliwości. Widziały natomiast co innego, niż to czego się spodziewały…
Nie od dziś wiadomo, że Polki są atrakcyjnymi kobietami i mają duże wzięcie u mężczyzn z całego świata. Także u tych, których konta bankowe opiewają na liczby kończące się serią zer. Jednakże zapracowani biznesmeni przeważnie nie mają zbyt wiele czasu na romantyczną grę. Tacy jak oni wolą, gdy wszystko dostają podane na talerzu. Również miłość.
Cel matrymonialny niewykluczony
Opisywana historia rozgrywała się w czasach, kiedy nie istniały jeszcze internetowe portale randkowe. Ale osób, które potrzebowały takich usług, nie zostawiano samym sobie. W celu znalezienia życiowej partnerki lub partnera należało zwrócić się do biura matrymonialnego lub przejrzeć prasowe ogłoszenia typu „Towarzyskie”, „Poczta Serc” bądź „Poznajmy się”.
„Jestem młodą kobietą, podobno interesującą i przystojną. Chętnie poznam pana mieszkającego poza granicami Polski, bo rodacy absolutnie nie są w moim typie. Cel matrymonialny niewykluczony”.
Takiej mniej więcej treści ogłoszenia pojawiły się latem 2000 roku w wielu popularnych tytułach prasowych na terenie całej Polski.
Ofertą zainteresowało się wielu cudzoziemców, między innymi z Niemiec, Francji, Danii, USA, Kanady, a nawet Australii. Nie byli co prawda prezesami zarządu firm obracających milionami dolarów lub euro, lecz piekarzami, mechanikami i skromnymi urzędnikami, niemniej na brak forsy żaden nie narzekał.
Zdecydowali się odpowiedzieć na anons w nadziei na zdobycie miłości, której do tej pory nie spotkali na swojej drodze. Ponieważ „podobno interesująca i przystojna Polka” nie podała w ogłoszeniu swojego adresu zamieszkania, mężczyźni zgodnie z prośbą kobiety, wysyłali do niej listy na numer skrytki pocztowej założonej w jednym z urzędów pocztowych w Lubartowie. Po czym czekali na odzew.
Cnota ich cierpliwości była wynagradzana. Po kilku tygodniach otrzymywali upragnioną wiadomość z Polski. Listy były nasycone pachnącą substancją i skreślone drobnym pismem na pięknym papierze, ozdobionym serduszkami i pucołowatymi amorkami. Kobieta pisała, że dobrze gotuje, lubi szyć, szydełkować i uprawiać ogródek. Do przesyłki dołączała zdjęcie. Na fotografii widniała ładna, tajemniczo uśmiechnięta blondynka o typowo słowiańskiej urodzie. Przedstawiała się jako „Jani”.
Dalszą część wiadomości znajdą Państwo na stronie Super Tygodnia.
Komentuj jako pierwszy na "Jak tajemniczą pięknością okazał się łysiejący mężczyzna z Włodawy…"