Dosłownie minuty dzieliły od śmierci pana Adama i dwóch jego nastoletnich synów. Wszyscy spali, gdy ich dom stanął w płomieniach. Właściciela i jego dzieci obudził dopiero dźwięk tłuczonego przez strażaków okna. Choć uszli z życiem, to ciężko im będzie podnieść się po pożarze. Dom według wstępnej ekspertyzy trzeba będzie rozebrać. Z pomocą pogorzelcom ruszyli sąsiedzi i gmina. Trwa również zbiórka w internecie.
Śmiało można powiedzieć, że rodzina pana Adama z Suszna (gm. Włodawa) życie zawdzięcza sąsiadowi, który nad ranem wybrał się na ryby. To właśnie on w niedzielę (5 maja) ok. 3:30 nad ranem zauważył palącą się elewację i wezwał straż pożarną. Gdy strażacy zjawili się na miejscu, zastali ogarnięty pożarem dom. Drzwi wejściowe były zamknięte, więc by sprawdzić, czy w środku ktoś jest zapadła natychmiastowa decyzja o wejściu oknem. Dopiero dźwięk tłuczonego szkła obudził właściciela i dwóch jego nastoletnich synów, którzy nie byli świadomi, w jak wielkim niebezpieczeństwie się znaleźli. – Po przyjeździe na miejsce zastaliśmy palący się samochód zaparkowany na podwórku, garaż i część drewnianego domu – mówi st.kpt Michał Tychoniewicz z PSP we Włodawie. – Płomienie objęły dwie ściany budynku mieszkalnego i wychodziły na dach. Po ewakuowaniu osób znajdujących się w środku, strażacy przystąpili do akcji.
Była ona bardzo trudna ze względu na budowę domu. Miał on drewnianą konstrukcję, ale w ubiegłym roku przeszedł remont, więc ściany wyłożono płytami OSB i karton-gipsami, więc trzeba było bardzo dokładnie sprawdzać, w którym miejscu znajduje się ogień. W tym celu musieliśmy rozebrać część dachu i więźby dachowej.
Dalszą część wiadomości znajdą Państwo na stronie Nowego Tygodnia.