Przekazujemy wszystkim naszym czytelnikom opracowaną w szerokim wachlarzu kontekstów – ekologicznym, historycznym, medycznym, socjo-ekonomicznym i politycznym – pogłębioną analizę dotychczasowych strategii walki z pandemią zastosowanych w naszym kraju. Analiza ma formę nieszablonowego eseju, który dzięki demaskowaniu motywów i przesłanek, leżących u podstawy dotychczas stosowanych sposobów „walki” z COVID-19 oraz ukazaniu rzeczywistych ich skutków, czyta się niczym niesamowite opowiadanie.
Autor dzięki niezwykłej przenikliwości – omijając rafy fake-newsów i mielizny powszechnej post-prawdy – wiedzie czytelnika ku pełnemu zrozumieniu mechanizmów przyczynowo-skutkowych wpływających na powszechne postrzeganie obecnej, pandemicznej sytuacji. Całość oparta jest na rzeczywistych i przytoczonych – każdorazowo – dowodach w formie przypisanej bibliografii oraz odesłań do źródeł. Nie sposób pominąć i oderwać się od tej lektury; czas na nią poświęcony nie będzie – ze wszech miar – czasem straconym. Młodzież powinna analizować ten esej na szkolnych zajęciach.
Redakcja Elbi.pl
JAK LEKARSTWO OKAZAŁO SIĘ GORSZE OD CHOROBY.
Polski model przeciwdziałania skutkom COVID-19.
Do popełnienia tego skromnego tekstu skłoniły mnie informacje sprzeczne, niepełne i stronnicze; kolportowane przez różne media z coraz większym natężeniem i agresywnością. Wpływ nań też miały, przemyślenia osób – często związanych z ochroną zdrowia – zamieszczane w mediach społecznościowych, czy komentarzach pod doniesieniami o aktualnej sytuacji. Znaczenie miały także setki rozmów, przeprowadzonych z ludźmi o różnych profesjach, różnym statusie i różnie ukształtowanym światopoglądzie, które jak w kalejdoskopie skupiły w sobie obawy i nadzieje związane z pandemiczną rzeczywistością. Nie bez znaczenia były też doświadczenia osobistej kwarantanny i izolacji najbliższej mi osoby zakażonej SARS-CoV-2. Nie do przecenienia był wkład przyjaciół – bez pardonu krytykujących niektóre aspekty, o których analizę się pokusiłem. Wszystkim im jestem niewymownie wdzięczny, gdyż bez ich udziału powstanie poniższego nie byłoby możliwe. Chcę zaznaczyć, że tekst ten nie ma na celu zmiany przekonań korona-sceptyków ani też twardych zwolenników wprowadzonych obostrzeń. Poniższe przeznaczone jest dla tych, którzy poszukują, analizują i próbują wyciągać wnioski z dostępnych informacji. Jednym słowem dla poszukiwaczy trzeciej drogi, do których autor niniejszego także pragnie się zaliczyć.
OKO,
czyli obecna pandemia nie jest niczym szczególnym, była przewidziana
lecz ostrzeżenia zostały zlekceważone.
Choroby nękają ludzkość od zarania jej dziejów. W wielu przypadkach przybierały one wymiar epidemii dziesiątkujących społeczności, kraje, kontynenty. I kiedy wcześniej głównym ich powodem był powszechny brak higieny oraz niedostatek wiedzy medycznej, to w XX -XXI w. – okresie gwałtownego rozwoju wiedzy, technologii oraz dostępności detergentów i medykamentów o domniemanej skuteczności – ludzkość wciąż boryka się z zagrażającymi jej zjawiskami, takimi jak obecna pandemia COVID-19, czy ponure efekty globalnego ocieplenia.
Gatunek ludzki, to gatunek dotychczas najbardziej ekspansywny, najbardziej zagrażający naturze a przez to samemu sobie. Brutalna eksploracja zasobów doprowadziła do naruszenia kruchej równowagi biocenozy. Obrazowo mówiąc, ludzkość poprzez agresywne oddziaływanie na środowisko naturalne, aktywowała jego układ odpornościowy – wywołując m.in. globalne ocieplenie, czy nowe epidemie – próbujący zatrzymać destrukcyjny wpływ człowieka. Zauważyć trzeba, że postępujący wysyp coraz to nowych patogenów nękających ludzi, jest efektem wtargnięcia w biomy dotychczas im niedostępne. Dzięki postępującej eksploracji dżungli, puszcz i selw, tundr i tajg oraz mórz i oceanów – ludzie stykają się z patogenami zarezerwowanymi dotąd jedynie dla żyjących tam organizmów > https://www.rmf24.pl/newsamp-onz-ostrzega-przed-pandemiami-jeszcze-grozniejszymi-niz-covi,nId,4823334 < Ebola, HIV, Marburg, SARS, MERS-CoV, Żółta Febra, Denga, Nipah, Zika, Rift, Lassa – wszystkie są patogenami odzwierzęcym – również SARS-CoV-2. Wszystkie stwarzają niebezpieczeństwo śmiertelnej choroby dla człowieka. Wiele z nich można było uniknąć. Pandemia Covid -19 nie powinna się wydarzyć.¹
W latach 1347-1351 pandemia dżumy zebrała żniwo w postaci 225 mln ludzkich istnień. Pomiędzy 1520 a 1979 r. pandemia ospy kosztowała ludzkość 300 mln ofiar. W latach 1890-1923 pandemia cholery spowodowała 1,5 mln zgonów. Tylko w ciągu dwóch lat 1918/1919 pandemia grypy „hiszpanki” kosztowała ludzkość ponad 50 mln istnień. Grypa „azjatycka” w ciągu 1957/1958 r. wysłała do rzekomo lepszego świata ponad 1,1 mln dusz. Pomiędzy 1968 a 1970 kolejne ponad 1 mln dusz wysłała w zaświaty grypa „hongkońska”. W ciągu lat 1978/1979 grypa „rosyjska” zagarnęła kolejny ponad 1 mln ofiar. Od 1981 r. do chwili obecnej HIV/AIDS uśmiercił od 24 do 40 mln ludzi. W latach 2000-2003 SARS łaskawie odebrał życie jedynie 774 osobom, jednak już pomiędzy 2009 a 2010 r. grypa „świńska” nie była tak łaskawa odbierając życie ok. 0,5 mln osobom. W 2012 r. MERS zabrał tylko 866 istnień a pomiędzy 2014 a 2016 r. EBOLA uśmierciła 11 300 osób > https://www.medonet.pl/zdrowie,najgrozniejsze-wirusy-swiata—ebola–hiv–sars–wirus-zoltej-goraczki,artykul,1732666.html <
Na rozliczenie SARS-CoV-2 jest jeszcze za wcześnie. Czemu służyć ma przywołanie tych danych? Do uzmysłowienia, że im brutalniej gwałcimy naturę, tym częściej wywołujemy jej reakcję obronną. Im skuteczniejszych narzędzi używamy wobec dotychczas znanych zagrożeń, tym bardziej wyrafinowane i subtelne są jej działania dezaktywujące zagrożenie. Powszechna dezynfekcja i sterylizacja versus wyhodowane dzięki tym procedurom super-bakterie – na które nie mamy skutecznych antybiotyków. Coraz bardziej hermetyczne warunki życia człowieka kontra nietolerancje, alergie, choroby autoimmunologiczne. Co czeka ludzkość, kiedy powoli odtajające obszary wiecznej zmarzliny uwolnią patogeny, z którymi człowiek się dotychczas nie zetknął? Może jednak lepiej przeciwdziałać zmianom klimatu, zanim kolejna pandemia cofnie ludzkość o dziesięciolecia, stulecia, albo ją unicestwi?²
KONFLIKT,
czyli stan permanentnego chaosu i niepewności będący wynikiem przeciwstawienia interesu politycznego i naukowego – zdrowemu rozsądkowi, któremu trudno o sprzymierzeńca
w postaci rozumu obywateli.
W obecnej rzeczywistości toczą się konflikty bardzo istotne z perspektywy dalszego rozwoju ludzkości. Ogólnie rzecz ujmując, dotyczą one możliwości i ograniczeń ciągłego rozwoju jednych aspektów cywilizacyjnych kosztem drugich; rozwojem przemysłu kosztem degradacji natury; rozwojem nauk ścisłych kosztem dewaluacji humanistycznych; rozwojem farmakologii kosztem naturalnych metod leczenia, itd.. W końcu, korzyściami płynącymi z zaplanowanej, przewidywalnej i zrównoważonej polityki ochrony zdrowia – skutkującej pożądanymi i stabilnymi efektami – jednak dopiero w dalszej perspektywie, czy dającej spektakularne, ale krótkotrwałe a przez to zmienne i nieprzewidywalne efekty – doraźnie reagującej na pojawiające się zagrożenia obecnej polityki ochrony zdrowia.
Aby zrozumieć istotę konfliktów i móc świadomie opowiedzieć się po jednej z ich stron, trzeba wpierw obnażyć metody sporu i dostrzec wynikające z nich niedoskonałości. Spory wpisane są w dzieje ludzkości, odkąd człowiek uzmysłowił sobie zdolność myślenia, jednak wtedy o racji decydowała brutalna fizyczna siła. Wraz z rozwojem zdolności do różnorodnego sposobu wyrażania ekspresji, rosła waga argumentacji pozwalająca przekonać do prezentowanego stanowiska bez użycia siły. Tym sposobem ewolucja dała szansę genom determinującym inteligencję, które do tej pory skutecznie były wypierane przez geny determinujące siłę. Niestety do dzisiaj się zdarza, że siła argumentów przegrywa z argumentem siły. Czy będzie to przewaga siły fizycznej, czy siła przewagi większości ma zdecydowanie mniejsze znaczenie. Przykładów ilustrujących, jak większość może dokonać niewłaściwego wyboru, kiedy nie rozumie a jedynie zawierza argumentom – w historii ludzkości znajdziemy bez liku. Na przykład wynik wyborów parlamentarnych w Polsce w 2015 r.
W sporze istnieją jedynie dwie możliwości; jedna ze stron sporu ma rację lub obie strony się mylą. Nie istnieje możliwość, iż obie strony mają rację – wtedy spór by nie zaistniał. W świecie podporządkowanym władzy polityków, naturalnym dążeniem jest uzyskanie w sporze konsensusu. Zapewnia wprawdzie okresowe i fragmentaryczne, ale korzystne poparcie obu stron sporu. Żadna jednak nie będzie w pełni usatysfakcjonowana. Ponadto, każda propozycja i krytyka polityków i ekspertów płynąca z drugiej strony będzie subiektywna i uwzględniająca własną korzyść. W przypadku osób o bardzo wysokiej samoocenie (a tymi bez wątpienia są politycy i eksperci) będzie tym dotkliwsza, im mocniej wstrząśnie ich przekonaniami. Skutkiem tego będą przeprowadzane za wszelką cenę próby, mające na celu zdewaluowanie propozycji lub krytyki drugiej strony. W psychologii takie mechanizmy określa się mianami zniekształcenia i dysonansu poznawczego. Trzeba wiele pokory oraz opanowania zdolności błyskawicznego korygowania swojego przekonania – poprzez analizę informacji już na etapie jej docierania – aby nie zatracić obiektywizmu. Potrafi to znikoma liczba ludzi, więc raczej później niż wcześniej, reszta będzie próbowała połączyć elementy racji swoich i przeciwnych. Niestety podczas próby takiej kompilacji, każda koncepcja staje się ułomna i pozbawiona swojej pierwotnej – często – najwyższej skuteczności. Taka próba jest, jak próba połączenia żywiołu ognia i wody, z których powstaje jedynie para uchodząca w „gwizdek”.
W okresie pandemii najistotniejszy spór odbywa się pomiędzy zwolennikami teorii uzyskania odporności stadnej a zwolennikami dotychczas głównej strategii walki z COVID-19, którą z różnymi modyfikacjami wprowadzono w różnych krajach. Rekomendująca ją WHO określa ją – coraz to dodatkowymi – słowami, najpierw: dystans, dezynfekcja, maseczki, następnie: testy, testy, testy… A ostatnio doszły jeszcze: aplikacja i wietrzenie. Jednak najbardziej kuriozalną i nieskuteczną jej modyfikację przeprowadziła Polska. I ten właśnie przypadek – najistotniejszy z perspektywy Polaka – poddam wiwisekcji.
Osobiście popieram i uważam za konieczne, jak najszybsze wprowadzenie radykalnie zmodyfikowanego pierwszego wariantu, którego clou zawarto w Deklaracji z Great Barrington> https://gbdeclaration.org < wyrażającej stanowisko trzech naukowców – za którymi stoi potęga dorobku naukowego Uniwersytetu Harvarda, Uniwersytetu Oksfordzkiego i Uniwersytetu Stanforda – które do tej pory poparło ponad 0,5 mln. naukowców i obywateli całego świata. Nota bene, pod powyższym linkiem możliwe jest podpisanie deklaracji a tym samym wpłynięcie na decyzje polityków – do czego gorąco zachęcam. Proponują oni – opozycyjny w stosunku do dominującej polityki walki z COVID-19 – logiczny, spójny i zrównoważony program przeciwdziałania skutkom pandemii, określany jako „Ukierunkowana Ochrona”. Przedstawiając negatywne skutki dotychczasowych prób walki z pandemią, sugerują metody mające na celu zminimalizowanie śmiertelności oraz krótko- i długoterminowych skutków w dziedzinie zdrowia oraz ekonomii. Jedyną wadą tej koncepcji jest to, że nie została ona w takiej formie nigdy zastosowana. W praktyce najbardziej zbliżyła się do niej Szwecja, wprowadzając strategię opracowaną przez Anders’a Tegnell’a, o której epidemiolog z Uniwersytetu Genewskiego i dyrektor Instytutu Zdrowia Globalnego prof. Antoine Flahault powiedział, cyt. ”Niemal każdy skrytykował szwedzką strategię, nazywając ją nieludzką oraz nieudaną. Metoda ta została opisana jako strategia traktowania gospodarki priorytetowo oraz uzyskania odporności grupowej, przy jednoczesnym braku troski o ofiary śmiertelne. Jednak teraz w obliczu nowych fal wirusa większość europejskich krajów decyduje się na pójście szwedzką drogą” > https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-svenska-dagbladet-wszyscy-nasladuja-szwecje-w-walce-z-korona,nId,4716772 <
Opozycyjne stanowisko 80-ciu naukowców wyartykułowane w Memorandum John’a Snow’a > https://www.johnsnowmemo.com < podpisało dotychczas ponad 6 tyś. naukowców i obywateli całego świata. Popiera ono i obstaje, przy powszechnej dotychczas strategii walki z COVID-19. Oczywiście pod powyższym linkiem można wyrazić poparcie dla memorandum. Polska epidemiolożka i zakaźniczka prof. Maria Gańczak – kierownik Katedry chorób zakaźnych Collegium Medicum Uniwersytetu Zielonogórskiego – jednoznacznie się opowiadając za Memorandum Johna Snowa – pokusiła się o krytyczny komentarz do Deklaracji z Great Barrington > https://www.mp.pl/pacjent/choroby-zakazne/koronawirus/koronawirus-aktualnosci/249248,komentarz-do-deklaracji-z-great-barrington-i-memorandum-johna-snow <
SZKIEŁKO,
czyli naukowcy oblali egzamin nie mówiąc wszystkiego, a to co mówią
nie służy rozwiązywaniu problemu.
Przyjrzę się tej krytyce nie tracąc z uwagi przywołanych uprzednio pojęć zniekształcenia i dysonansu poznawczego.
Pierwsze cztery zarzuty p. prof. są wyjątkowo niebezpieczne. Nie dość, że poprzedzone sprawiającym wrażenie obiektywności wstępem, to przemycone pomiędzy nie budzącymi wątpliwości informacjami. Niebezpieczeństwo takiego retorycznego zabiegu polega na wywołaniu domniemania zgodnego z zamiarem go stosującego. Podobną metodę stosują z powodzeniem, trzy monoteistyczne religie wywodzące się z Bliskiego Wschodu. Mechanizm działania tego nieuczciwego chwytu obnażył już Arystoteles³. Nawet najbardziej irracjonalną ideę, można zasiać w ludzkich umysłach wywołując ogólne przekonanie o jej powszechności. Dzieje się tak ponieważ przykład jednych wpływa na myśli i działanie innych. Ludzie w taki sposób zmanipulowani są jak „stado owiec” za wiodącym je pasterzem i prędzej stoczą się w przepaść niż rozejrzą dookoła. A widząc po drodze dookoła „zielone pastwiska” powinni przystanąć i zacząć „skubać trawę” – nie zwracając uwagi na pohukującego z nienawiści zawiedzionego pasterza – rozumiejąc, iż „niebieskie pastwiska” nie dość że wciąż odległe, to – jeżeli w ogóle istnieją – istnieją jedynie jako złudzenie w umyśle pasterza. Natomiast pastwiska „zielone” są jak najbardziej realne już tutaj. Powszechność jakiegoś mniemania nie jest żadnym dowodem. Zwykle okazuje się, że to pogląd jednej czy dwóch osób, który przez następnych został podzielony z powodu przekonania, że poprzednicy będąc fachowcami gruntownie zbadali istotę rzeczy. Następni powodowani lenistwem w mniemanie uwierzyli zamiast mozolnie rzecz zbadać, co przyczyniło się do rosnącej powszechności takiego domniemania. Schemat ten obejmował coraz szerszy krąg ludzi, aż stał się ogólnym przekonaniem. Kiedy takie przekonanie próbują kwestionować ludzie ponownie rzecz badający, zwykle podnoszą się w tłumie głosy odsądzające ich od czci i wiary, wytykający im zarozumialstwo i chęć bycia mądrzejszym od reszty świata. Tym bardziej są zażarte i tym bardziej dotkliwie atakują „odmieńców”, im bardziej nie stać ich głosicieli na własne przekonania i osądy. W inaczej myślących nienawidzą nie samej odmienności, a „bezczelności” z jaką formułują oni swoje przekonania, do czego wiedząc o tym w skrytości ducha sami nie są zdolni.⁴
P. prof. „subtelnie” zwraca uwagę na rzekome finansowanie sygnatariuszy Deklaracji przez libertariański think tank American Institute for Economic Research, będący rzekomo częścią sieci organizacji finansowanych przez braci Koch i związanych m.in. z negacją zmian klimatycznych. Mizerię takiej argumentacji obnażył w XIX w. Arthur Schopenhauer ⁴ wskazując, że ataku ad personam adwersarz używa, kiedy nie znajduje argumentum ad meritum. Płynący z informacji p. prof. z pozoru logiczny wniosek: – to jakieś oszołomy podobne tym, co negują zmiany klimatu! – ma w założeniu zdyskredytować inicjatorów Deklaracji. To zakamuflowane przesłanie powodować może konsternację zwolenników Deklaracji i utwierdzać w przekonaniu zwolenników Memorandum. Kiedy jednak porównamy inne wnioski płynące z negatywnych przesłanek, przy użyciu tożsamego schematu – np: T. A. Edison wymyślił krzesło elektryczne, a więc pozostałe jego ponad 1000 wynalazków musi być równie zła! – obnażymy alogiczność takiego wnioskowania. Tak więc z pozoru niewinna informacja, obnaża się jako niegodna człowieka nauki próba manipulacji i ma w założeniu nie przekonanie do swoich racji dzięki jej zrozumieniu a wykorzystanie iluzji mniemania. Wpływa przez to na ignorantów. Rozumiem także, że p. prof. dysponuje niepodważalnymi dowodami na powyższe twierdzenie, które nie są jedynie powieleniem oszczerstw rzucanych przez Times Herald z 32 tyś. Port Huron w USA > https://www.timesheraldonline.com/2020/10/14/coronavirus-anti-lockdown-declaration-pulls-signature-list-after-report-of-fake-names/amp/ < W przeciwnym razie, udział w jakiejkolwiek dyskusji z p. prof. Gańczak byłby dla każdego szanującego się człowieka obrazą, dyskusję tę natychmiast kończącą. Nawiasem mówiąc, nawet amerykański IRS nie jest w stanie prześledzić wszystkich powiązań konglomeratu KOCH, dzięki czemu od lat skutecznie optymalizuje on zobowiązania podatkowe.
Kolejny zarzut przywołuje John’a Snow’a, w założeniu swoim autorytetem mającego podkreślić przewagę autorytetów 80-ciu sygnatariuszy Memorandum nad autorytetem twórców Deklaracji. Marność tego retorycznego chwytu – obnażona w świetle powyższych wyjaśnień dotyczących argumentum ad hominem – mogę jedynie skomentować znanym wszystkim miłośnikom twórczości George’a R.R. Martin’a, powiedzeniem: Winter is coming!
Następnie 64 letnia p. prof. sugeruje, że strategia proponowana w Deklaracji jest atrakcyjna dla osób młodych z grupy małego ryzyka ciężkich powikłań COVID-19 a także ekonomistów. Jakby strategia popierana przez Memorandum nie była równie atrakcyjna dla osób starszych, z grupy dużego ryzyka a także dla ekspertów od pandemii. Czy korzyść ludzi starszych i ekspertów od pandemii może być istotniejsza niż korzyść ludzi młodych i ekonomistów? Względny brak ograniczeń ok. 7 mln Polaków z grupy dużego ryzyka, których w praktyce nie dotykają obostrzenia i ich skutki ekonomiczne – kiedy w większości przypadków są w wieku poprodukcyjnym – nie może być bardziej ważki od dotkliwych restrykcji nakładanych na ok. 31 mln Polaków z grupy małego ryzyka – składającego się z ok. 7 mln Polaków w wieku przedprodukcyjnym i ok. 25 mln Polaków w wieku produkcyjnym – na dodatek pracujących także na świadczenia dla grupy poprodukcyjnej. Innymi słowy, w tym przypadku interes większości jest istotniejszy od interesu mniejszości. Nie jest możliwe aby p. prof. tego nie zauważała, lecz sama będąc w grupie ryzyka – chociażby z powodu wieku – nie jest w stanie tego ocenić bez uwzględnienia własnej korzyści. To samo tyczy się – poza marginalnymi przypadkami – ekspertów i zwykłych ludzi. A więc nie dość, że dochodzi do zniesienia obu argumentów, to także do określenie mniejszego zła zdecydowanie przemawiającego za Deklaracją.
W końcu p. prof. podnosi, że od początku Deklaracja poddana była „miażdżącej” krytyce licznej rzeszy profesjonalistów obejmujących doświadczeniem różne specjalności medyczne, socjologię, systemy opieki zdrowotnej, politykę zdrowotną a nawet modelowanie matematyczne. Ponownie użyto iluzji mniemania, przeciwstawiając 80-ciu sygnatariuszy Memorandum 3-ch sygnatariuszom Deklaracji. P. prof. pomija jednak niewygodny fakt, że ponad 0,5 mln osób popiera Deklarację, którym można przeciwstawić jedynie ponad 6 tyś. osób popierających Memorandum. Ponadto jest to argument, który jak wykazałem wcześniej może przekonać jedynie ignorantów. Bez porównania liczniejsze rzesze specjalistów – zatracających się w rywalizacji, niuansach sporów, dzielących „włos”na czworo i tracących właściwy, holistyczny osąd rzeczywistości – doradzały władzom zdecydowanej większości krajów, co nie ustrzegło ich przed kolejnymi falami COVID-19 oraz wzrostem ilości zgonów grożących widmem załamania systemu ochrony zdrowia. Teraz przyznają jedynie, relatywizując swoją rolę, że nikt nie przewidział skali i sposobu rozprzestrzeniania się pandemii a modelowanie matematyczne zawiodło; jakby wiedzy a priori nie używali odpowiedzialni za wprowadzanie danych do modelu. Czy trzeba jeszcze więcej ofiar, aby eksperci ci zrozumieli, że dotychczas wdrażana przez nich strategia w żaden sposób nie chroni nikogo z grup ryzyka a jedynie odwleka w czasie ofiary i przynosi nieporównywalnie większe straty > http://coe.amu.edu.pl/a-new-article-by-prof-maciej-walkowski/ < niż wyimaginowane korzyści?
Wreszcie p. prof. przechodzi do argumentum ad meritum, cyt. „proponowana przez autorów Deklaracji niekontrolowana transmisja zakażenia SARS-CoV-2 u młodych ludzi grozi znaczną zachorowalnością i śmiertelnością w całej populacji. Oprócz kosztów ludzkich, miałoby to wpływ na siłę roboczą jako całość i przytłoczyłoby zdolność systemów opieki zdrowotnej do zapewnienia opieki w stanach nagłych i w opiece stacjonarnej”. Taki argument trzeba zupełnie zlekceważyć, pamiętając, że twórcy deklaracji kładą szczególny nacisk na ochronę grupy ryzyka oraz o powyżej zasygnalizowanym przez ekspertów zawodzie nadziei pokładanych w kreowane przez nich dotychczasowe strategie. Wprowadzenie w życie założeń Deklaracji nie skutkowałoby – w tym aspekcie – konsekwencjami większymi niż obecne.
Kolejnym argumentem jest, cyt. „niestety, nie ma dotychczas mocnych dowodów naukowych na trwałą odporność ochronną na SARS-CoV-2 po naturalnym zakażeniu a endemiczne przenoszenie, które byłoby konsekwencją zanikania odporności, stanowiłoby zagrożenie dla wrażliwych populacji na czas nieokreślony. Autorzy Memorandum podkreślają, że taka strategia nie zakończyłaby pandemii COVID-19, ale doprowadziłaby do nawracających epidemii, jak miało to miejsce w przypadku licznych chorób zakaźnych przed pojawieniem się szczepień”. Uznam, że p. prof. zapomina iż nie ma i raczej nie będzie mocnych dowodów naukowych, na trwałą odporność ochronną na SARS-CoV-2 po ewentualnym szczepieniu. Natomiast samoistne wygaszenie dużych ognisk chorobowych wywoływanych przez wirusa Zika¹ dostarcza mocnych naukowych dowodów na skuteczność odporności stadnej. Z jej powodu francuskie SANOFI utopiło dziesiątki mln € w niepotrzebną nikomu szczepionkę, co spowodowało zaprzestanie jej dalszych badań.
Bliskim uprzednim jest kolejny argument, cyt. „znaczący wzrost zachorowalności związany z niekontrolowaną transmisją wirusa w społeczeństwie stanowiłoby niedopuszczalne obciążenie dla różnych sektorów gospodarki (w tym – absencja chorobowa związana z koniecznością izolacji na czas choroby bądź związana z opieką nad chorym członkiem rodziny).” Ponownie p. prof. zapomina, że wskazana przez twórców Deklaracji konieczność szczególnej ochrony grupy ryzyka, nie skutkowałaby obciążeniem dla gospodarki większym niż obecnie. Ponadto p. prof. nie dopuszcza do świadomości argumentu w tym aspekcie przeważającego, artykułowanego przez ekonomistów wskazujących, że jednokrotne wyłączenie gospodarki chociażby i na długi czas, powoduje mniejsze straty niż krótkotrwałe ale cykliczne wyłączenia.
Następnym z kolei argumentem jest, cyt. „masowy napływ objawowych zakażonych do placówek ochrony zdrowia spowodowałby niewyobrażalne obciążenie fizyczne i psychiczne personelu medycznego; należałoby liczyć się z syndromem wypalenia zawodowego z powodu doświadczanej traumy w wyniku konieczności wykonywania medycyny katastrof, a także ze zwiększoną zachorowalnością i zgonami z powodu COVID-19 wśród pracujących w ochronie zdrowia.” Trzeba ponownie stwierdzić, że przy nacisku na właściwą ochronę grupy ryzyka – zgodną z założeniem twórców Deklaracji – spodziewać należy się znacznie mniejszego napływu objawowych zakażonych wraz ze zdecydowanie mniejszymi skutkami wśród personelu medycznego niż obecnie. Dziać się tak będzie z tej przyczyny, że osoby spoza grupy ryzyka – poza marginalnymi przypadkami – przechodzić będą zakażenie skąpo- i bezobjawowo nie wymagając hospitalizacji, podczas kiedy przypadki zakażeń osób z grup ryzyka będą równie marginalne z powodu skutecznej ich ochrony.
Bliskoznaczną również jest szybkostrzelna i ciężka argumentacja, żonglująca wieloma danymi statystycznymi, cyt. „Wielu autorów podkreśla, że dokładne zdefiniowanie, kto jest zagrożony ciężkim przebiegiem choroby jest trudne i wymaga dalszych badań. Wiadomo jednak, że ryzyko to dotyczy nie tylko osób starszych. W badaniu Clarke’a i wsp. wykazano, że 1,7 miliarda (UI 1,0-2,4) osób, 22% (UI 15-28) światowej populacji, ma co najmniej jeden podstawowy czynnik ryzyka, który naraża je na zwiększone ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19, jeśli ulegnie zakażeniu (od <5% osób w wieku poniżej 20 lat do >66% osób w wieku 70 lat lub starszych); szczególnie duże ryzyko występuje w przebiegu przewlekłej choroby nerek, cukrzycy, chorób układu krążenia i przewlekłych chorób układu oddechowego. Oszacowano również, że 349 milionów (186–787) osób (4% światowej populacji) jest narażonych na bardzo duże ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 i wymagałoby przyjęcia do szpitala w przypadku zakażenia (od <1% osób w wieku poniżej 20 lat do około 20% osób w wieku 70 lat lub starszych). Odsetek ludności o zwiększonym ryzyku jest najwyższy w krajach o starszej populacji, krajach afrykańskich o wysokim rozpowszechnieniu HIV/AIDS oraz w małych krajach wyspiarskich o wysokiej częstości występowania cukrzycy; odsetek osób wymagających szczególnego traktowania stanowi nawet 30% populacji w tych regionach. Jak pokazuje raport Polskiej Akademii Nauk w Polsce mamy wysoki odsetek (18,1%) osób 65+, które nie są w dobrej kondycji zdrowotnej; w wieku 30-40 lat przeciętna liczba chorób przewlekłych przypadających na 1 osobę wynosi 0,8, w wieku 41-50 lat 1,4, w wieku 51-60 lat 2,3, w wieku 61-70 lat 4,4, zaś w wieku powyżej 70 lat aż 4,1.”
Dokładnie przeanalizuję przytoczone dane. Po pierwsze, równie wielu autorów podkreśla, że zdefiniowanie grupy ryzyka narażonej na ciężki lub powikłany przebieg COVID-19 jest w istocie niezwykle prosty i ograniczony jedynie do osób z jakiegokolwiek powodu upośledzoną odpornością. Po drugie, danymi dotyczącymi wspomnianych chorób dysponują w Polsce lekarze POZ, wobec czego określenie grupy ryzyka jest w rzeczywistości łatwe. Po trzecie, przywołanie danych globalnych w odniesienie do grupy ryzyka, stanowi kolejną próbę manipulacji, kiedy dostępne są dane dotyczące Polski. Jej założeniem jest wyolbrzymienie wskaźników, podczas gdy w społecznościach zagrożonych głodem, brakiem dostępu do wody i środków higienicznych wskaźniki te nie będą miał żadnego odniesienia, gdyż w miejscu ich bytowania system opieki zdrowotnej nie istnieje. Za to wskaźniki te mogłyby być znacznie niższe, dzięki udostępnieniu tym ludziom: żywności, wody, środków higienicznych i ochrony zdrowia. Po czwarte, w istocie dane te dotyczą jedynie grupy ryzyka związanego z otyłością i to niecałej, gdyż nie wszyscy z tej grupy mają dostęp do bezpłatnych świadczeń medycznych. Trzeba podnieść, że to nie założenia Memorandum spowodują spadek wskaźników wśród grupy ryzyka borykających się z otyłością, tylko kategoryczna zmiana zasad ubezpieczeń zdrowotnych oraz wprowadzenia jako nieodłącznego programu opieki zdrowotnej stałego – prowadzonego z równą skutecznością jak reklamowanie farmaceutyków i suplementów – promowania jako jedynego, właściwego i zdrowego modelu życia. Po piąte, kiedy uświadomimy sobie, że dotyczy to 2,2 mld ludzi bez stałego dostępu do wody pitnej, 4,2 mld ludzi bez dostępu do środków higieny >https://unicef.pl/co-robimy/aktualnosci/dla-mediow/2-1-mld-osob-na-swiecie-nie-ma-dostepu-do-wody-pitnej-w-miejscu-zamieszkania-a-ponad-dwa-razy-wiecej-pozbawionych-jest-odpowiednich-warunkow-sanit < 0,9 mld ludzi zagrożonych głodem oraz 2,3 mld ludzi dotkniętych nadwagą > https://www.unicef.org/reports/state-of-food-security-and-nutrition-2019 < okaże się, że problem podnoszony przez p. prof. uwzględniający globalną liczbę ludności tj. 7,9 mld, w istocie ogranicza się do nieco więcej niż połowy wskazanych 22%. Po szóste, „wpuszczenie do dyskusji czerwonego śledzia” w postaci przytoczonych wskaźników chorób przewlekłych przypadających na jedną osobę wg dziesięcioletnich grup wiekowych, zbyć można jednym pytaniem: – Na jakich liczbach oparto ten wskaźnik, kiedy nie są dostępne dane dotyczące struktury ludności w Polsce, wg dziesięcioletnich grup wieku? Jedyne dostępne to dane wg ekonomicznych grup wieku > https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/inne-opracowania/inne-opracowania-zbiorcze/polska-w-liczbach-2020,14,13.html < Nie jest możliwa – przy dwóch niewiadomych tj. liczby ludności w poszczególnych grupach wiekowych i liczby chorych na choroby przewlekłe przypadającej na tę grupę – weryfikacja tego wskaźnika. To na wywodzącym wnioski, czy prezentującym tezę – w uczciwej naukowej dyskusji – ciąży obowiązek dowodzenia.
Następnym argumentem jest, cyt. „Dodatkowo, niezmiernie ważnym argumentem obalającym zasadność strategii proponowanej w Deklaracji z Great Barrington jest fakt, że na obecnym etapie rozwoju pandemii nie możemy jednoznacznie określić, kto w jakim stopniu i jak długo może ucierpieć z powodu odległych następstw COVID-19; należy jednak przyjąć, że istnieje ryzyko wystąpienia takich efektów. Do najczęściej wymienianych potencjalnych skutków choroby należą: zwłóknienie płuc, rozstrzenie oskrzeli, choroby naczyń płucnych i ogólnoustrojowych, przewlekłe zmęczenie, sarkopenia i choroby dotyczące ośrodkowego i obwodowego układu nerwowego. W świetle obecnych badań nie można wykluczyć, że również młode osoby, które zakażenie SARS-CoV-2 przejdą bezobjawowo lub u których COVID-19 będzie miał stosunkowo łagodny charakter, nie doświadczą konsekwencji zakażenia w dłuższej perspektywie.” Zastanawia mnie, dlaczego p. prof. zmarnowała tyle swojego – niewątpliwie cennego – czasu, na tak obszernie formułowane zarzuty, skoro dopiero tutaj podaje argument „obalający” zasadność strategii proponowanej w Deklaracji”. Czyżby p. prof. przyznawała się do miałkości i nieistotności uprzednich argumentów? Jednak i ten „atomowy” pod względem onus probandi jest – w rzeczy samej – zupełnie nieistotny. Albowiem, nie sposób opierać artykułu wiary (argument obalający) na wątpliwej przesłance (możliwość ryzyka) wywodzonej z niedostatku wiedzy (nie możemy określić).
Jednym z ostatnich „kapiszonów” p. prof. jest, cyt. „Poza tym, długotrwała izolacja dużego odsetka populacji, jakim są osoby starsze jest praktycznie niemożliwa i wysoce nieetyczna; dla przykładu w Polsce populacja osób po 60. roku życia wynosi około 9,4 miliona, co stanowi prawie 25% populacji całego kraju. Dowody empiryczne z wielu innych krajów pokazują, że nie jest możliwe ograniczenie niekontrolowanych ognisk do określonych części społeczeństwa. Takie podejście grozi również dalszym pogłębianiem nierówności społeczno-ekonomicznych i dyskryminacji strukturalnej, które już zostały obnażone przez pandemię”. Kolejny raz konieczne jest prostowanie danych podawanych przez p. prof. Jak wskazałem pod ostatnim linkiem liczba ludności Polski wynosi 38 383 tyś. a nie, jak wynika z wskazanych przez p. prof. danych 37 600 tyś., a więc dotyczy nie 25% populacji Polski a 21,9%. Oznacza to, że populacja osób po 60-tym roku życia wynosi nie około 9,4 mln lecz 8,5 mln osób. Powyżej p. prof. posiłkując się danymi zawartymi w > https://informacje.pan.pl/images/2020/opracowanie-covid19-14-09-2020/ZrozumiecCovid19_opracowanie_PAN.pdf < podaje, iż wskaźnik chorób przewlekłych w tej grupie wiekowej wynosi 4,4 na osobę, czyli dotyczyć będzie on grupy 6 925 tyś. Pomijając fakt, że wskaźnik ten zostaje podany w linkowanym dokumencie, bez wskazania danych na podstawie których został wyliczony, to równie dobrze w tej sytuacji mógłby zostać wzięty z „sufitu” i tak naprawdę, nie powinno się go uwiarygadniać poświęconym mu rozważaniem a zupełnie pominąć. Tak jak pomijam „dowody empiryczne z wielu krajów”, kiedy nie zostały przytoczone, gdyż jak każdy racjonalista nie jestem skłonny zawierzaniu argumentom. Czy można ograniczyć wolność takiej grupy obywateli? Jeżeli ktoś, jak p. prof. twierdzi, że tego nie da się zrobić to – zgodnie z pierwszym prawem Clarke’a – trzeba zlecić to komuś, kto o tym nie wie i to zrobi. W praktyce będzie to łatwiejsze niż mogłoby się wydawać. Odpowiednie natężenie użycia instrumentów dotychczas stosowanych wobec całego społeczeństwa a tym razem celowanych w określoną grupę – przy jej zdecydowaniu większych obawach o własne zdrowia i mniejszej internalizacji – spowoduje zakładany skutek. Wprawdzie rzeczywiście rodzi się pytanie o etyczność takiego rozwiązania, ale to dylemat podrzędny wobec pytania o dobro wyższe. Minimalne ograniczenia w stosunku do ok. 7 mln Polaków kosztem restrykcji wobec ponad 31 mln Polaków, nie może być bardziej istotne, niż minimalne ograniczenia 31 ml kosztem restrykcji wobec 7 mln. Każdy człowiek mający do wyboru mniejsze i większe zło, wybierze mniejsze. Oczywiście „wybór sprawiedliwy, nie jest wyborem jednostki”⁵, stąd wśród grupy – o której mowa – podniosą się głosy podobne do głosu p. prof.
Wreszcie p. prof. przyznaje, cyt. „Dla epidemiologa najistotniejszym przesłaniem omawianego memorandum jest wyraźny przekaz, że choć szczególne wysiłki na rzecz ochrony najsłabszych są w tej epidemii niezbędne, muszą one iść w parze z wielotorowymi strategiami na poziomie populacji. Należą do nich: kompleksowe systemy znajdowania, testowania i izolowania chorych objawowych (wariant minimalny) oraz ich bezobjawowych kontaktów (wariant optymalny) poddawanych skutecznej kwarantannie. Również inne skuteczne środki, które hamują i kontrolują transmisję, jak stosowanie masek ochronnych, utrzymywanie dystansu społecznego, unikanie zgromadzeń, częsta dezynfekcja rąk, muszą być szeroko wdrażane, a ich stosowanie – konsekwentnie egzekwowane. W końcu następuje wyznanie, że cała próba podważenia zasad Deklaracji jest wysoce subiektywną (epidemiologa) oceną – jak wykazałem powyżej – brukającą pewne ogólnie przyj̨ęte reguły dotyczące standardów myślenia krytycznego oraz sztuki rzetelnego prowadzenia sporu i argumentacji. Tym samym, próba przeciwstawienia obstającego przy niesprawdzającej się polityce przeciwdziałania COVID-19 Memorandum – Deklaracji proponującej nowatorską ideę, miała w zamiarze wywołanie powszechnego domniemania o jego słuszności, wpływając tym samym na wolę większości. Taka motywacja godna jest hochsztaplera, ale – powtórzę to z całą mocą – nie przystoi naukowcowi!
Jak nie pogubić się tym gąszczu informacji, które pozwalają różnym ekspertom mającym różne interesy, wyciągnąć różne wnioski na podstawie tych samych liczb? Zbierać, analizować i wyciągać samodzielnie wnioski z dostępnych danych, co niniejszym autor tego tekstu nieśmiało próbuje czynić.
DEFEKT,
czyli błędne przesłanki i założenia leżą u podstawy niesprawdzającej
się strategii anty-covidowej.
Będąc świadomym złożoności natury rzeczy, jestem głęboko nieufny w proste sposoby rozwiązywania złożonych problemów oraz nie na tyle naiwny, aby uznać dotychczasową krytykę głównych polityk walki z pandemią za wystarczającą. Przyjrzę się więc dokładnie, przesłankom leżącym u podstawy założeń, tych właśnie polityk określanych akronimem DDMAW: dystans, dezynfekcja, maseczka, aplikacja i wietrzenie. Pierwsze to metody stosowane po raz pierwszy masowo podczas pandemii grypy „hiszpanki” a więc prawie 100 lat temu. Eksperci pokazujący stare zdjęcia, na których widoczne są postacie w strojach z epoki i maseczkach, podkreślają, że już wtedy znano i sprawdzono ich skuteczność. Przytoczona wcześniej liczba ofiar zagarniętych przez trzy kolejne i coraz bardziej śmiertelne fale „hiszpanki” definiuje ich „skuteczność” w zgoła odmienny sposób. To raczej dramatycznie niska liczba dotychczasowych użytkowników, kosztującej podatnika ponad 2,5 mln zł aplikacji ProteGo Safe (w ponad 38 mln kraju zainstalowało ją do tej pory ok. 1 mln obywateli) zmusiła władze do dodania A do DDM. Z doświadczeń krajów azjatyckich, w których aplikacje takie pojawiły się jako pierwsze wynika, że skuteczność aplikacji jest wprost proporcjonalna do masowości jej użycia. Ponadto możliwości azjatyckich aplikacji były o wiele użyteczniejsze niż polskiej. „W” dodanego do DDM+A nie będę komentował, podobnie jak konieczności mycia rąk, zębów czy zmiany bielizny. Muszę zdecydowanie stwierdzić, że DDM w sensie ograniczenia liczby zachorowań i śmiertelności SARS-CoV-2 absolutnie nie ma znaczenia, czego bezsprzecznie dowodzi fakt, że pomimo wprowadzenia ich od samego początku pandemii, przynosi ona coraz większą ilością zachorowań i zgonów. DDM ma jedynie znaczenie w sensie spłaszczenia krzywej zachorowań, w celu zapobieżenia okresowej zapaści ochrony zdrowia. Przeważające znaczenie w takiej perspektywie ma jednak nie sama pandemia a archaiczny model ochrony zdrowia, od samego początku brak skutecznego modelu przeciwdziałania skutkom pandemii oraz restrykcyjna polityka egzekwowania nielogicznych często obostrzeń, budząca naturalny sprzeciw coraz większej liczby obywateli. Niemniej jednak w obecnej sytuacji, dopóki nie zostanie właściwie zmodyfikowana strategia przeciwdziałania skutkom COVID-19, dopóty DDM pozostanie wyrazem naszej dojrzałości i odpowiedzialności.
Kolejną przesłanką – leżącą u podstawy zdecydowanie agresywniejszego przeciwdziałania pandemii t.j. kwarantanna, izolacja i hospitalizacja – jest test RT-PCR, określany przez WHO „złotym standardem” w diagnostyce SARS-CoV-2. Przyjrzę się mu równie dokładnie. Dlaczego rola testu RT-PCR jest wciąż dyskutowana? Po pierwsze, wynika to z czułości testu, którą definiujemy jako stosunek wyników prawdziwie dodatnich do sumy prawdziwie dodatnich i fałszywie ujemnych. Czułość 100% w przypadku testu medycznego oznaczałaby, że wszystkie osoby chore lub ogólnie z konkretnymi poszukiwanymi zaburzeniami zostaną rozpoznane. Pojęcie interpretuje się jako zdolność testu do prawidłowego rozpoznania choroby tam gdzie ona występuje. Po drugie, wynika to ze swoistości testu, będącej stosunkiem wyników prawdziwie ujemnych do sumy prawdziwie ujemnych i fałszywie dodatnich. Swoistość 100% oznaczałaby, że wszyscy ludzie zdrowi w wykonanym teście diagnostycznym zostaną oznaczeni jako zdrowi. Zarówno czułość jak i swoistość testu są wskaźnikami dokładności testu i osobno nie dają pełnego obrazu; tylko wspólnie dają one pojęcie o stopniu zaufania, jakim można darzyć dany test. Test RT-PCR wykrywa najmniejsze fragmenty wirusa w organizmie. Nie wskazuje czy osoba testowana jest chora, nie wskazuje także czy osoba ta będzie chora i nie wskazuje czy osoba ta była chora. Istnienie wirusa w organizmie nie świadczy o chorobie. W ludzkim organizmie występują różne patogeny, co nie oznacza, że jesteśmy chorzy na choroby przez nie wywoływane. Tak dziać się będzie, jedynie w przypadkach upośledzenia odporności z jakiegokolwiek powodu. Nie ma również naukowych dowodów na to, że osoba bezobjawowa powoduje transmisję wirusa poza okresem okna serologicznego, pod warunkiem późniejszego rozwinięcia objawów COVID-19. Istnieją za to dowody, że osoba która nie ma objawów, poradziła sobie z infekcją i jest w okresie ozdrowieńczym oraz osoba która wyzdrowiała, nie stanowią żadnego zagrożenia dla osób trzecich. Zarażeniem grożą – pod wspomnianym wyżej warunkiem – osoby w okresie 5-14 dni od ekspozycji. W 1-9 dniach od ekspozycji test może dać wynik fałszywie ujemny, pomimo rozwinięcia objawowej infekcji ze względu na okres inkubacji. Natomiast od 14 do nawet 40 dni po ekspozycji, może dać wynik fałszywie dodatni > https://www.medgen.pl/pl/188-covid-19 < Tak więc test RT-PCR będąc z jednej strony tak czuły, że daje wynik fałszywie dodatni a z drugiej strony, w okresie inkubacji dając wynik fałszywie ujemny, powoduje iż część osób skierowanych do izolacji i kwarantanny więzi się zupełnie bezpodstawnie w domach, natomiast te które powinny być w izolacji stanowią wciąż realne zagrożenie. Niedawno WHO dopuściła w diagnostyce SARS-CoV-2 szybkie testy antygenowe. Równie dobrym sposobem typowania zakażonych byłby rzut monetą > https://oko.press/testy-na-covid-19-za-60-mln-zl-ktore-nie-testuja-lepiej-rzucic-moneta-dokumenty-min-zdrowia/ <
Przyjrzę się teraz wskaźnikom określającym zagrożenie epidemiczne. CFR (case fatality rate) – jeden z najistotniejszych wskaźników określających zagrożenie epidemiczne, będący stosunkiem odsetka zgonów do potwierdzonych przypadków COVID-19. > https://konkret24.tvn24.pl/nauka,111/wskazniki-smiertelnosci-choroby-zakaznej-ifr-i-cfr-wyjasniamy-co-pokazuja,1033218.html < Wyjaśniam to, ponieważ w przestrzeni publicznej często używa się go zamiennie ze wskaźnikiem IFR (infection fatality rate), lub nawet – co zdarzało się naszym politykom – CDR (crude death rate). Wskaźnik IFR nie jest jeszcze znany a CDR dotyczy zupełnie innego zagadnienia. Skoncentruję się na jedynym istotnym z mojego punktu widzenia – CFR. Ulegając zmianie w czasie może rosnąć i spadać, więc zdrowy rozsądek nakazuje przyjąć metodologię jego określenia dla czasu rzeczywistego. Dla Polski CFR wynosi – w momencie pisania tych słów -1,56 a globalny CFR to 2,63 i ciągle spadają, jak wynika z aktualizowanych na bieżąco danych > https://www.medicover.pl/koronawirus/statystyki/ < Jednak zdaniem niektórych badaczy, obliczanie współczynnika śmiertelności podczas trwającej epidemii, nie powinno być prostą proporcją zachorowań do przypadków śmiertelnych ze względu na wspomnianą wyżej zmienność. Dlatego też pojawiają się coraz to inne wskaźniki określające liczbę zgonów w odniesieniu do 1 mln, czy 100 tyś. Powodem jest chęć znalezienia wspólnego mianownika dla różnych krajów – o różnych, często nieporównywalnych parametrach – mającego wykazać przewagę jednych polityk walki z pandemią nad innymi. Czyni się to tylko i wyłącznie w celu realizacji ambicji polityków i ekspertów, pragnących gloryfikować wprowadzane przez siebie rozwiązania kosztem deprecjacji pozostałych. Wystarczy przypomnieć sobie Premiera Morawieckiego, często w kontekście rzekomych sukcesów swojego rządu żonglującego wskaźnikami > https://www.tvp.info/47798645/przyrost-ozdrowien-szybszy-niz-zakazen-premier-pokazuje-porownanie < mającymi wykazać przewagę Polski > https://konkret24.tvn24.pl/polska,108/wirus-w-odwrocie-recesja-najplytsza-promienie-uv-oslabiaja-zasieg-epidemii-sprawdzamy-slowa-premiera,1033344.html < w walce z pandemią nad innymi państwami > https://www.money.pl/gospodarka/niemcy-szykuja-sie-do-bozego-narodzenia-boja-sie-20-tys-zakazen-dziennie-choc-maja-ich-mniej-niz-polska-6562513311394304a.html < Efektem takich żałosnych działań, jest absurdalny obraz pandemii jako wyścigu czy igrzysk, w których jakiś kraj może wygrać z innym. A jest to dramat, w którym wszyscy będą przegranymi. Na szczęście wbrew nieudolności polityków, którym zdrowy rozsądek – gdyby go mieli – zakazałby wypowiedzi ze względu na porażającą niekompetencję, wskaźnik CFR od początku pandemii spadł o ponad połowę i stale spada. To niezwykle pozytywna wiadomość, choć nie będąca efektem przeciwdziałania człowieka tylko ewolucji. Kolejne mutacje SARS-CoV-2 są wprawdzie coraz bardziej zaraźliwe, ale też znacznie mniej ciężko-objawowe i śmiercionośne. Dzieje się tak z powodu preferowania przez ewolucję patogenów o największym potencjale przetrwania. Duża zaraźliwość oraz skąpo-objawowość i niska śmiertelność, pozwalają patogenowi dłużej przetrwać w porównaniu do patogenu ciężko-objawowemu i wysoce śmiertelnemu, który z powodu unikaniu nosiciela przez niezakażonych – dzięki widocznym objawom a w końcu śmierci nosiciela – ma o wiele mniejsze szanse na przetrwanie. Przypadek Tanzanii, zdaje się to potwierdzać > https://tvn24.pl/swiat/tanzania-nie-testuje-na-koronawirusa-dlatego-prezydent-uznal-ze-epidemii-juz-nie-ma-4721311 <
Poszukam teraz danych, które możemy porównać i przeanalizować wraz z CFR. Nasuwającymi się automatycznie są te dotyczące grypy, chociaż wielu naukowców i lekarzy głównego nurtu kwestionuje takie porównania. Jednak zarówno zakażenie wirusem grypy, jak i SARS-CoV-2 – a także mnóstwem innych wirusów – daje w mniejszym, czy większym stopniu podobne objawy i powikłania. Dotyczy to zarówno krótkiego, jak i długiego horyzontu czasowego. Oba równie szybko mutują, co sprawia, że szczepienia przeciw wirusowi grypy są skuteczne dotąd najwyżej w 47% i okresie 3-5 miesięcy. Podobny pewny okres odporności daje przejście zakażenia SARS-CoV-2, a więc szczepienia przeciw SARS-CoV-2 nie wyeliminują COVID-19, tak jak nie wyeliminowały grypy. Zakażają w głównej mierze drogą kropelkową i stanowią zagrożenie głównie dla seniorów, osób z chorobami współistniejącymi oraz upośledzoną odpornością. Dotkną zakażeniem objawowym wymagającym pomocy medycznej – w jednym i drugim przypadku – najwyżej 20% populacji. Co ciekawe, wg części w.w. naukowców i lekarzy, powszechne szczepienia przeciw grypie sezonowej mogą pomóc (!) w nabyciu odporności na SARS-CoV-2.
Inne dane wskazują, że SARS-CoV-2 jest bardziej zakaźny, daje więcej powikłań i wymaga większej ilości hospitalizacji oraz powoduje większą ilość zgonów od wirusa grypy. Czy twierdzenia te są zasadne? W sezonie 2019/2020 w Polsce > https://pulsmedycyny.pl/sezon-grypowy-2019-2020-liczba-zachorowan-i-zgonow-na-grype-982828 < w okresie od 07.10 2019 r. do 04.11.2020 r. odnotowano łącznie 4 423 028 przypadków zachorowań lub podejrzeń zachorowań na grypę, hospitalizowano 16 684 osoby a zmarło 65 osób. Natomiast od początku pandemii COVID-19 do 05.11.2020 r. > https://pulsmedycyny.pl/covid-19-w-polsce-liczba-zakazen-koronawirusem-i-zgonow-aktualizacja-984368 < łącznie odnotowano przypadków 466 679, hospitalizowano 19 114, zmarło 6 842 osób. Porównanie tych danych wskazuje, że zakaźność SARS-CoV-2 jest dotychczas zdecydowanie niższa, konieczność hospitalizacji przekroczyła liczbę hospitalizowanych na grypę a śmiertelność COVID-19 jest istotnie większa. Takie wnioski muszą budzić pytania. Czy dane te odzwierciedlają obraz rzeczywistości? Czy ludzie przestali umierać z innych niż COVID-19 powodów? Pomijając 40-50% ryzyko błędu samych testów na SARS-CoV-2, terapie i procedury medyczne w przypadku różnych jednostek chorobowych są różnie wyceniane. Innymi słowy, np. leczenie grypy jest mniej opłacalne niż leczenie COVID-19, zapalenia płuc czy zapalenia mięśnia sercowego. Skłaniać to może do manipulowania raportowaniem dotyczącym jednostek chorobowych, zastosowanych procedur oraz terapii medycznych w celu osiągnięcia wyższego finansowania. I nie jest to żaden spisek, tylko nieodzowna cecha natury ludzkiej jaką jest chciwość oraz wypadkowa realizacji własnych interesów przez różne podmioty działające w szeroko pojętej ochronie zdrowia.
Z powodu grypy raczej nie trafia się do szpitala, ewentualnie z jej powikłań, więc kiedy hospitalizacja zakończy się zgonem, bardziej opłacalnym byłoby podanie jako przyczyny śmierci zapalenia płuc czy zapalenia mięśnia sercowego. Skutkiem będzie znaczne zaniżenie CFR w odniesieniu do grypy. Natomiast w odwrotnej sytuacji, zgonu wynikającego z potwierdzonego zakażenia SARS-CoV-2 przy chorobach współistniejących czy upośledzeniu odporności, bardziej opłacalnym byłoby podanie jako przyczyny COVID-19 oraz wynikłych powikłań. Spowoduje to znaczne zawyżenie CFR w odniesieniu do COVID-19. Nawiasem mówiąc, tajemnicą poliszynela jest, że nie dotyczy to tylko grypy i COVID-19 powodując, iż koszty opieki zdrowotnej na całym świecie wzrastają podobnie wykładniczo jak wszelkie zarazy. Jest to proceder tak powszechny w publicznych systemach ochrony zdrowia i trwa tak długo, że stał się swoistym status quo z powodu którego iluzorycznie rosną długi jednostek ochrony zdrowia. Państwowy płatnik o tym wiedząc, nie finansuje całości wykazywanych kosztów. Dlatego jednostki te wciąż funkcjonują – pomimo, że każdy inny podmiot w takiej sytuacji musiałby upaść – gdyż w rzeczywistości poziom finansowania jest dla ich dalszego funkcjonowania wystarczający. Nie można tego jednak powiedzieć o ich organizacji, wydajności i efektywności.
Jak to możliwe, że archaiczny i pełen wad – wprowadzony po II wojnie światowej – model ochrony zdrowia Siemaszki wciąż funkcjonuje w naszym państwie? Jedyną możliwą odpowiedzią jest taka, że musi stać za tym czyjaś – z pozoru tylko ukryta – korzyść. Hołubiąc podatnych na narrację potwierdzającą bezwzględną konieczność „bezpłatnej” ochrony zdrowia, nie pozbawia się przy tym dochodów z tytułu horrendalnie wysokich i często, kilkukrotnie od jednej osoby odprowadzanych składek na Fundusz Zdrowia. Ponieważ składki w większości przypadków odprowadza pracodawca, przeciętnego obywatela – mającego nikłe pojęcie o sposobie finansowania systemu – łatwo mamić rzekomymi korzyściami. Utrzymywanie takiej polityki – której efektem są czasem kilkuletnie kolejki do specjalistów i zabiegów operacyjnych w publicznym sektorze – powoduje prywatny wzrost nakładów na zdrowie w sektorze prywatnym, co odciąża tym samym publiczną ochronę zdrowia. Mając to na uwadze, niechaj ostrożnie ważą słowa przeróżnego autoramentu „analitycy” twierdzący, że politycy działają nielogicznie czy bezsensownie a sposób finansowania publicznej ochrony zdrowia jest patologiczny. Ulegają złudzeniu swojej inteligencji, dostrzegając jedynie wierzchołek „góry lodowej”. Taki stan rzeczy > https://stat.gov.pl/download/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/5513/4/9/1/narodowy_rachunek_zdrowia_za_2016_r..pdf < spowodował oszczędności dla Skarbu Państwa w 2016 r. (ostatni rok, za który dostępne są dane) rzędu 1,96% PKB, czyli 36,5 mld zł, które można było przeznaczyć np. na wynagrodzenia kolejnych politycznych nominatów w spółkach Skarbu Państwa, czy wygenerowanie nieistotnych miejsc pracy w administracji dla swoich popleczników – często nawet przez tworzenie zupełnie nowych tworów w strukturach państwa. Część takich środków trafia w kieszenie skorumpowanych pracowników publicznej ochrony zdrowia, ale jak wykazują raporty dzieje się tak „jedynie”w takich krajach, jak Białoruś, Ukraina, Czarnogóra, Serbia. Uzmysłowienie sobie skali nieprawidłowości finansowania publicznej ochrony zdrowia, powinno każdego racjonalnego obywatela skłonić do postrzegania wolnorynkowego modelu opieki zdrowotnej lub ewentualnie przejściowo modelu mieszanego, jako najbardziej dzisiaj efektywnego.⁶
Niestety nie znajduję narzędzi umożliwiających porównanie przyczyn oraz ilości zgonów w poszczególnych okresach w Polsce. Powodem jest niewiarygodność polskich danych > https://konkret24.tvn24.pl/zdrowie,110/who-wiele-lat-nie-uwzgledniala-danych-o-zgonach-w-polsce-powodem-kody-smieciowe,1019043.html < Chcąc pokusić się o takie porównania, muszę zaufać ciekawym danym globalnym. Od pojawienia się 09.2019 r. pierwszego odnotowanego zakażenia SARS-CoV-2 w Chinach, na świecie ogółem zmarło ok. 60 mln osób, przy czym 3 mln z powodu infekcji dróg oddechowych, 1,5 mln na AIDS, 1,8 mln na gruźlicę, 3 mln na malarię, 1,5 mln na biegunki. Ale najwięcej zgonów było z powodu tych chorób, które w Polsce z powodu pandemii mają utrudniony dostęp do diagnostyki i leczenia: 7,5 mln osób z powodu choroby niedokrwiennej serca, 7,5 mln na udar mózgu, 4 mln z powodu POChP i 15 mln na nowotwór” > https://www.rp.pl/Zdrowie-/190119914-10-chorob-na-ktore-umiera-najwiecej-osob-na-swiecie.html < oraz > https://dorzeczy.pl/kraj/157557/prof-chazan-o-epidemii-wylacz-telewizor-wlacz-myslenie.html < Na COVID-19 w tym samym okresie zmarło aż, czy może jedynie 1 155 553 osób > https://pulsmedycyny.pl/amp/koronawirus-2019-ncov-jaka-jest-liczba-zakazonych-i-ofiar-smiertelnych-981042#pandemia-covid-19-aktualna-sytuacja-na-swiecie <
Nie istnieją również precyzyjne instrumenty pozwalające na określenie liczby zgonów z powodu głodu. Szacuje się, że głodem zagrożonych na świecie jest 900 mln ludzi, 90 tyś. dzieci umiera dziennie, z czego 30 tyś. dzieci umiera przed 5-tym rokiem życia.⁶ Ktoś zapyta, co ma głód do COVID-19? Długotrwały głód prowadzi do spowolnienia wzrostu i rozwoju dzieci, może powodować pojawienie się opuchlizny głodowej. Jego efektem jest też apatia a ostateczną konsekwencją bywa śmierć. Przyjrzyjmy się teraz definicji choroby, która polega na zaburzeniu funkcji lub uszkodzeniu struktury organizmu. O zaistnieniu choroby można mówić wtedy, gdy działanie czynnika chorobotwórczego wywołuje niepożądane objawy, różniące się od czynności zdrowego organizmu. Inaczej mówiąc, jest to ogólne określenie każdego odstępstwa od pełni zdrowia organizmu. „Gołym okiem” widać, że głód wyczerpuje znamiona choroby > https://www.rmf24.pl/newsamp-koronawirus-onz-ostrzega-grozi-nam-glod-biblijnych-rozmiarow,nId,4454188 < Jednak nie testuje się chorych na głód. Koszt testu RT-PCR to ok.120 $. Taka kwota zapewnia wyżywienie jednego głodującego dziecka przez 60 dni i znikome w czasie odroczenie śmierci osób w podeszłym wieku z chorobami współistniejącymi, stanowiącymi najliczniejszą grupę ryzyka ciężkiego i powikłanego przebiegu COVID-19 kończącego się zgonem. Na mocy dygresji wspomnieć muszę, że niewymownie wciąż mnie przy okazji takich rozważań zadziwia, że w bądź co bądź w katolickim kraju – jakim rzekomo jest Polska – tak wielu ludzi żyjąc „na podole łez i rozpaczy” wzdraga się i ulega lękowi na samą myśl o śmierci – która nie dość, że będąca jak i narodziny nieodłącznym elementem życia, jest jedyną bramą do krainy „wiecznej szczęśliwości”. Powinna więc zgodnie z „logiką wiary” ze wszech miar być akceptowana a nawet pożądana. Teolodzy posługują się powyższym oksymoronem, jako czymś zupełnie oczywistym > https://www.gosc.pl/doc/5907452.Logika-wiary < Naprawdę! Nikt z katolików, z którymi przyszło mi się wadzić, nie pomógł rozwiązać tego dylematu. A jest ich co niemiara, gdyż jak podają statystyki Kościoła Katolickiego… No właśnie! ISKK sprawiający wrażenie naukowej instytucji, w swoich statystykach przywołuje tak wiele danych > http://www.iskk.pl/images/stories/Instytut/dokumenty/Annuarium_Statisticum_2020_07.01.pdf < , że aż nie do wiary, iż zabrakło w nich danych odnoszących się do liczby katolików w Polsce. Nawet wyobrażać sobie nie chcę, z jakiego powodu tak się stało. Zmuszony jestem posiłkować się danymi GUS-u > https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/inne-opracowania/wyznania-religijne/wyznania-religijne-w-polsce-20152018,5,2.html < które szacują – na 2017 r. – liczbę ochrzczonych osób na 32,91 mln. Chrześcijanie to wszak nie tylko katolicy, chociaż KK w podobnych sytuacjach z upodobaniem podaje łączną liczbę. Podobne pytania można stawiać w przypadku dylematu związanego z aborcją, czy też eutanazją – oczywiście po zdjęciu z niego odium kontekstu eugenicznego – budzącego domniemanie faszyzacji tych zabiegów. Podobnego rodzaju nieuczciwe zabiegi retoryczne, zdemaskowałem w przypadku krytyki poglądów p.prof. Gańczak.
A inne dane? Pomocy medycznej w przypadku takich objawów jak: katar, kaszel. ból głowy, czy podwyższona temperatura – spośród grup ryzyka – szuka dziś ponad trzy razy więcej osób, chociaż chorych na infekcje górnych dróg oddechowych nie jest więcej niż odnotowano w poprzednich latach. Powoduje to codziennie nagłaśniane trudności w dostępności hospitalizacji osób z różnych powodów rzeczywiście jej potrzebujących, gdyż dopóki nie zostaną właściwie zdiagnozowane, tworzą zatory i zajmują miejsca. Zdarza się, że ktoś umrze zanim udzieli mu się pomocy, jednak zdarzało się tak i w ubiegłych latach. Wcześniej nie wykonywano tak masowo żadnych testów. Większość z nich daje wynik ujemny a osoby z dodatnimi wynikami są w większości skąpo- lub bezobjawowe. Od lat w sezonie jesienno-zimowym brakuje miejsc w szpitalach, lecz teraz dodatkowo brakuje personelu chorującego lub przebywającego w izolacji lub kwarantannie. Restrykcyjnie i często bezzasadnie nakładana na osoby zdrowe, powoduje – co sygnalizują lekarze POZ – ignorowanie objawów będących bezwzględnym wskazaniem do testu. Dzieje się tak z powodu obawy przed długotrwałymi skutkami ekonomicznymi, rodzinnymi i społecznymi. Wprawdzie dotyczy to osób najmniej narażonych na cięższy przebieg Covid-19 ale powoduje, że zarażają one osoby wrażliwe.
Wreszcie last but not least jest ludzka niedbałość i lekceważenie podstawowych zasad zdrowego stylu życia. Choroby współistniejące czy upośledzenie odporności nie są bożym dopustem, lecz – poza marginalnymi ilościowo przypadkami losowych zdarzeń, dziedziczenia, wypadków, bezwiednego narażenia na czynniki szkodliwe – skutkiem lat zaniedbań t.j. niewłaściwe odżywianie, zbyt mała ilości snu, nadmierne ryzyko zdrowotne, brak aktywności fizycznej, nadmierne spożycie leków, zbyt mała ilość czasu spędzanego na wolnym powietrzu, itd… Innymi słowy, ludzie ci rzetelnie pracowali na swój stan, w którym ich życie jest zagrożone przez jaką bądź infekcję. Niestety, umrą wcześniej lub później, jak nie z powodu zakażenia SARS-CoV-2, to z powodu pandemii X albo pospolitej grypy. Władza twierdzi, że życie każdego człowieka jest najwyższą wartością. Jednak przeczą temu ubezpieczyciele doskonale wiedząc, że zarówno życie każdego człowieka, każdy uszczerbek na zdrowiu oraz każdy element ryzyka dla zdrowia, da się wycenić co do „grosza”.
NIEKOHERENCJA,
czyli rozdęte ego mami polityków wątpliwym potencjałem i utwierdza złudzenie
sposobem „ciemny lud to kupi”.
Przypomnę teraz okoliczności kształtujące polski model przeciwdziałania COVID-19, na który przemożny wpływ miały, nie tyle w.w. czynniki, co decyzje polskich władz.
11.03.2020 r. na ogłoszenie przez WHO pandemii Covid-19, Polska zareagowała 14.03.2020 r. ogłoszeniem stanu zagrożenia epidemicznego a od 15.03.2020 r. wprowadzono na granicach Polski kordon sanitarny. Od 20.03.2020 r. zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia obowiązuje w Polsce stan epidemii. W trakcie akcji „Lot do domu” pomimo kordonu sanitarnego powróciło do kraju ponad 54 000 rodaków. Wielu z nich zainfekowanych, w tym wielu z wyraźnymi objawami choroby. Podróżowali razem w ciasnych przestrzeniach samolotów z zamkniętym obiegiem powietrza. Po przylocie do kraju – pomimo nałożenia na nich dwutygodniowej kwarantanny – nie zapewniono im bezpiecznego powrotu do miejsc jej odbywania. Najpierw swobodnie mieszali się w hali przylotów, później często publicznym transportem wracali do swoich domostw. A kiedy stwierdzano zarażenia SARS-CoV-2, służby widowiskowo ale zupełnie niepotrzebnie i bezskutecznie dezynfekowały całe hale przylotów, stacje i kolejowe przedziały. Na kwarantannę przypadkowych podróżujących wysyłano na wszelki wypadek. Cała akcja będąca z punkt widzenia politycznego PR-u prawdziwym majstersztykiem; z punktu widzenia zarządzania kryzysowego była dramatycznym początkiem pochodu ku klęsce. Począwszy od 24.03.2020 r. przy 901 przypadkach zakażenia SARS-CoV-2 i 10 zgonach z powodu Covid-19 ogłoszono lock-down. Od 20.04.2020 r. rozpoczęto odmrażanie gospodarki przy 9 593 zakażeniach SARS-CoV-2 i przy 360 zgonach, zakończone 01.06.2020 r. przy (!) 24 365 zakażeniach i 1 092 zgonach >https://www.medicover.pl/koronawirus/statystyki/ <
Od 04.09.2020 r. w Polsce odnotowuje się powolny lecz stały wzrost zakażeń SARS-CoV-2, aż do 24.09.2020 r., kiedy liczba zakażeń przekroczyła 1 tys. osób dziennie, rozpoczynając prawie wykładniczy pochód przekraczający kolejne tysiące. W międzyczasie władze zaaferowane kłopotami z własnymi koalicjantami, zupełnie zapomniały o pandemii, dostrzegając w widmie wewnętrznego rozłamu i straty większości parlamentarnej, problem zdecydowanie istotniejszy dla Polaków (!) niż skutki pandemii. Tymczasem sytuacja w ochronie zdrowia staje się coraz bardziej dramatyczna. Zaczyna brakować miejsc w szpitalach dla chorych. Personel medyczny, którego nigdy nie było za wiele, coraz częściej choruje, trafia do izolacji i kwarantanny lub wypala się zawodowo. Z tego powodu, około 30% przedstawicieli zawodów medycznych deklaruje rezygnację z zawodu albo emigrację po zakończeniu pandemii. Wszystko to pogłębia chaos, nad którym nikt zdaje się nie panować > https://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/7986559,pawel-grzesiowski-koronawirus-epidemia-zakazenia-rzad-covid-19-katastrofa.html <
Dzieje się tak nie bez udziału mediów, które nie tylko lansują polityków, ale i kreują pop-gwiazdy pandemii, jakimi stają się różnego rodzaju eksperci pokroju p. prof. Gańczak. Codzienne i coraz częstsze bombardowanie, coraz bardziej dramatycznymi informacjami, które są zdecydowanie bardziej nośne niż pozytywne oraz budzą zdecydowanie większy oddźwięk, prowadzi do permanentnego lęku i obniżenia nastroju, sprawiając iż incydentalny przypadek śmierci 92-latka w kolejce na przyjęcie do szpitala ma apokaliptyczny wymiar.
Jest to też po drodze władzy, która może bronić się przed zarzutem, że nie ma żadnej strategi anty-covidowej a także wmawiać seniorom, że wprowadzając dla nich wybrane godziny w sklepach, czy pozwalając im uczestniczyć w nabożeństwach – rzekomo dla ich dobra – robią wszystko, co tylko możliwe. Gdyby władza rzeczywiście miała na celu ochronę osób z grup ryzyka >https://www.medonet.pl/koronawirus,czynniki-ryzyka-ciezkosci-i-smiertelnosci-covid-19–przeglad-literatury,artykul,03379078.html < wynoszącej ok. 7 mln osób > https://stat.gov.pl/download/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/5468/16/1/1/tablica_1.xls < to znacznie efektywniejszym – w kontekście rzeczywiście zrównoważonego modelu przeciwdziałani skutkom pandemii – byłoby wysłanie na kwarantannę osób z grup ryzyka, przy zapewnieniu wszelkiej pomocy i opieki przez czas potrzebny do jak najszybszego przejścia zakażenia SARS-CoV-2 pozostałej części ludności Polski. Przechodząc COVID-19 skąpo- lub bezobjawowo nabrałaby odporności stadnej przy normalnie funkcjonującej gospodarce. Wtedy byłoby można zdjąć restrykcje z grup ryzyka, gdyż Covid-19 nie będzie im zagrażał.
Zastosowanie dotychczas nieskutecznych metod ochrony grupy ryzyka, przy PR-owym koncentrowaniu się na propagandzie #chronseniora musi prowokować pytanie: – Czy nie jest jedynie kolejnym PR-wym majstersztykiem władzy? Z jednej strony, wprowadzanie obostrzeń, które w minimalnym stopniu dotykają ok. 7 mln ludzi – w zdecydowanej większości będących twardym elektoratem opcji rządzącej – oraz wmawianie im, że trzeba ich w wyjątkowy sposób chronić, może wydawać się ich hołubieniem. Z drugiej strony, nieskuteczność tej ochrony (z której władza musi zdawać sobie sprawę) może być w rzeczywistość tym, co zarzucano Szwecji w początkowej fazie pandemii. Są to ludzie – z punktu widzenia ekonomii – najmniej atrakcyjni, których potencjał konsumpcyjny jest niewielki, produktywność na rynku pracy znikoma a zasoby jakie pochłaniają są potężne i coraz bardziej dotkliwe dla budżetu. Niewykorzystanie takiej sposobności – nadarzającej się przy okazji negatywnych okoliczności – w celu zminimalizowania wynikających z nich olbrzymich kosztów, byłoby pragmatycznym i politycznym błędem. Nie takie wizje snuto w zaciszach gabinetów polityków. A ponieważ sposobność taka, nadarza się władzom praktycznie na całym świecie – w tym samym czasie i przy tej samej okazji – sprawiać może u osób wiedzionych zniekształceniami poznawczymi nieodparte wrażenie kolejnego spisku. Jednym słowem, kiedy nie zupełnie wiadomo o co chodzi, z pewnością chodzi o pieniądze.
Kolejnym PR-owym majstersztykiem jest fakt, że wprowadzane ponownie obostrzenia są niczym innym jak lock-down’em bez jego oficjalnego ogłaszania. Otwiera to władzy drogę do uniknięcia konieczności wspierania kolejnymi tarczami antykryzysowymi dotkniętych skutkami pandemii firm. Nie pozbawia natomiast Skarbu Państwa przychodów w postaci składek do ZUS. Cóż za różnica dla sprzedawcy samochodów lub kosmetyczki, czy zbankrutują oni z powodu odgórnego zakazu działania, czy z powodu braku klientów spowodowanego obostrzeniami? Natomiast zdecydowanie utrudni im drogę do roszczeń odszkodowawczych wobec Skarbu Państwa, gdyż trudno im będzie bronić się przed zarzutem, że bankructwo jest spowodowane innymi przyczynami tj. brakiem konkurencyjności, nieaktualną ofertą, wysokimi cenami, brakiem reklamy, itd… Niestety wbrew politycznym deklaracjom, jedynym rzeczywistym efektem jest wprowadzenie pod płaszczem „walki” z epidemią coraz bardziej zamordystycznych rządów. Dobitnym tego wyrazem jest wprowadzenie de facto przymusu bezpośredniego w przypadku szczepień, czy wyrok fasadowego Trybunału Konstytucyjnego uznający za niekonstytucyjne eugeniczne przesłanki do aborcji, w rzeczywistości będący niczym innym, jak próbą sprowadzenia kobiet do roli „podręcznej”.⁸ Osobiście nigdy nie byłem przeciwnikiem szczepień, ani też zwolennikiem aborcji, jednak stosowanie przymusu w tych przypadkach, uważam za niedopuszczalne naruszenie – leżącego u podstawy ludzkiej godności – waloru samostanowienia. Może się jednak zdarzyć, że władza kompletnie przerażona coraz bardziej wymykającą się spod kontroli sytuacją, wprowadzi pełny lock-down jakiego doświadczyliśmy wiosną. W kontekście przedstawionego powyżej skutku pełzającego wygaszania gospodarki oraz przy powszechnej świadomości, że gospodarka Polski nie jest gospodarką niemiecką czy francuską, decyzja taka będzie świadczyła nie tylko o nie podniesieniu się z kolan, ale o zupełnym upadku twarzą w paskudne błocko.
Dopiero 23.10.2020 r. po objęciu funkcji doradcy premiera w sprawach pandemii przez prof. Horbana, Premier Morawiecki przedstawia założenia walki z pandemią w Polsce, cyt. „Idziemy drogą środka i stosujemy optymalne rozwiązania. Nasza strategia oparta jest na trzech filarach: po pierwsze zapewnić sprawność i wytrzymałość systemu ochrony zdrowia, tak, żeby skutecznie walczyć o zdrowie każdej zagrożonej osoby; po drugie zagwarantować stabilność gospodarczą, tak, żeby ratować miejsca pracy oraz zadbać o bezpieczeństwo finansowe polskich rodzin. I po trzecie otoczyć szczególną ochroną najsłabszych i najbardziej narażonych, zwłaszcza naszych seniorów i osoby chore.” > https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-10-23/wystapienie-premiera-mateusza-morawieckiego-ogladaj-od-godz-20/ < A więc musiało dojść do chaosu, aby przestraszona jego konsekwencjami władza wprowadziła w życie nic innego, jak lekko zmodyfikowane założenia deklaracji z Great Barrington. Ta zmiana narracji dotycząca COVID-19 wyraźnie wskazuje, że wszystkie dotychczas podejmowane środki zawodzą a jedyną drogą pozwalającą przetrwać pandemię jest – przy maksymalnej ochronie grup ryzyka – zezwolenie na swobodny jej rozwój, a tym samym szybsze wygaśnięcie.
Niestety ten model przeciwdziałania, wprowadzony zostanie na samym końcu, kiedy brak personelu medycznego spowoduje zapaść jednostek ochrony zdrowia. Na nic się zdadzą polowe szpitale – będące jedynie rozpaczliwą próbą ukazania sprawności władzy – kiedy przy łóżkach, respiratorach oraz w karetkach nie będzie obsługujących ich ludzi. A głównym powodem tego stanu jest to, że za równie istotny jak medyczny i ekonomiczny wymiar pandemii, władza uważała wymiar polityczny. A kiedy w ekonomii czy medycynie, zapadają decyzje uwarunkowane politycznie, realizowany jest interes polityczny. Ponadto szybka zmiana strategii byłaby de facto przyznaniem się do błędów a tego ani polscy politycy, ani polscy eksperci nie zrobią. Kiedy przypomnimy sobie, jak Premier Morawiecki ogłaszał stan kontroli nad wirusem i opanowanie epidemii > https://wyborcza.pl/10,173810,26093104,wladza-oglasza-koniec-koronawirusa-morawiecki-wirus-jest-w.html < następnie zachęcił Polaków do przemieszczania się, dopuszczając bony turystyczne i pośrednio umożliwiając rozwleczenie SARS-CoV-2 po całym kraju> https://www.radiomaryja.pl/informacje/polska-informacje/premier-m-morawiecki-bon-turystyczny-to-pierwszy-krok-w-kierunku-rozwoju-polski-jako-panstwa-silnego-turystycznie/ < a 23.10.2020 r. nawoływał do przygotowania się na czarny scenariusz rozwoju pandemii oraz określał sytuację jako bardzo poważną, to staje się oczywistym, że doszukiwanie się w działaniach władzy jakichkolwiek założeń, jakiejkolwiek strategii przeciwdziałania skutkom pandemii, będzie równie daremne jak poszukiwanie ”kwiatu paproci”.
Stopniowe wprowadzanie przez władzę tych elementów pozwala jej na argumentację, że wraz z rozwojem pandemii poznaje ją lepiej i pozwala to lepiej dopasować środki. Z takiej zaś argumentacji wynikałoby, że nikt nie popełnił błędu i nikt nie zawinił niepotrzebnym i długotrwałym stratom – ekonomicznym, zdrowotnym, rodzinnym, społecznym – które zdecydowanie przewyższą w ostatecznym rozrachunku dzisiejsze iluzoryczne korzyści. Jednak tłumy Polaków protestujących na ulicach przeciwko karykaturalnej i odrażającej formie, jaką przybrała władza w Polsce, zdają się takiej pozornej argumentacji już nie ulegać. Ja też popieram postulat, że „kot może pozostać”.
Ostrzec jedynie trzeba manifestujących młodych ludzi, przed rolą „mechanicznej pomarańczy” oraz losem bojówek PPS-u (atakujących) i ONR-u (broniących) strajkujących, prawicowych studentów Uniwersytetu Warszawskiego w listopadzie 1936 r.. Zarówno jednych, jak i drugich, oraz studentów i wykładowców – na polecenie sanacyjnych władz – bezlitośnie spacyfikowały specjalne oddziały rezerwy policji z Golędzinowa. Taki scenariusz i dzisiaj jest możliwy, kiedy kolejne twarze firmujące protesty są coraz mniej wiarygodne; natomiast przedłużające się protesty i ich skutki są coraz bardziej uciążliwe. Zniechęci to w zdecydowanej większości spokojną część społeczeństwa a władza będzie miała sposobność – występując w roli arbitra – brutalnie i skutecznie zniechęcić obie strony do jakiegokolwiek sposobu manifestowania swoich przekonań. Coraz częściej w obozie władzy zauważalna jest taka narracja.
SERENITY PRAYER,
czyli władzy zabrakło instynktu samozachowawczego, aby odróżnić to na co mają wpływ, od tego na co wpływu nie mają.
Pomimo wojennej retoryki polityków, mającej wpływać na postrzeganie ich działań jako wystarczajaco zdeterminowanych i wykorzystujących wszelkie dostępne środki, muszę uznać, że pandemii nie da się zwalczyć. Od lat lekarze twierdzą, że infekcje bakteryjne można leczyć antybiotykiem, natomiast wirusowe trzeba przeczekać i pozwolić by układ odpornościowy wyeliminował zagrożenie. Możemy jedynie wzmacniać odporność i hartować organizm, aby był zdolny do zwalczania skutków infekcji. Jak to się stało, że lekarze i naukowcy głównego nurtu zmienili narrację i nagle mówią o możliwościach niesprawdzających się w leków? Trzeba jednoznacznie stwierdzić, że nie ma leku, który wyeliminowałby SARS-CoV-2 z ludzkiego organizmu. Badania potwierdzające nikły wpływ na przebieg infekcji deksametazonu > https://academic.oup.com/jcem/article/105/5/1299/5814115 < remdesiviru > https://www.rp.pl/Covid-19/201019518-WHO-Remdesivir-nie-pomaga-przy-zakazeniu-koronawirusem.html < czy nawet osocza ozdrowieńców > https://www.rp.pl/Covid-19/201029696-Badanie-Osocze-ozdrowiencow-nie-zmniejsza-liczby-zgonow-na-COVID.html < każą zweryfikować dotychczasowe nadzieje i wskazują, że tak jak i w przypadku innych podobnych wirusów, skutecznie poradzić sobie z nimi może jedynie wysoka sprawność immunologiczna ludzkiego organizmu. Nie można też się łudzić, że terapia przy użyciu ciał monoklonalnych – jaką zastosowano u Donalda Trump’a – kosztująca ok. 150 000 $ stanie się złotym standardem w leczeniu COVID-19. Zresztą, również terapia przeciwciałami antygenizowanymi ma na celu jedynie silniejsze pobudzenie układu odpornościowego, więc sama w sobie nie eliminuje wirusa i nie zadziała skutecznie w każdym przypadku. W tym miejscu warto zauważyć, że współczesna sztuka medyczna wywodzona i uprawiana w kręgu świata zachodu – doskonale sobie radzącą i przynosząca pozytywne efekty w chirurgi i leczeniu objawowym – wciąż kompletnie nie radzi sobie z przyczynami chorób. A to zdecydowana różnica, jak pomiędzy leczyć a wyleczyć. I trzeba jasno to powiedzieć, że dzieje się to nie bez wpływu traktowania medycyny jako biznesu – skutkującego niewłaściwym jej nauczaniem – oraz interesów koncernów związanych z rynkiem medycznym i farmakologicznych, których globalne obroty już w latach 90-tych przekroczyły globalne obroty koncernów zbrojeniowych.
Pandemia ta będzie więc trwała, aż do osiągnięcia odporności stadnej i będzie wymagała – niestety – określonej ilości ofiar. Z pandemią nie da się walczyć, gdyż nie da się walczyć z wirusem. Można jedynie przeciwdziałać mniej lub bardziej efektywnie skutkom tej pandemii w wymiarach zdrowotnym i ekonomicznym. I koniecznym jest, aby przeciwdziałanie było zrównoważone i nie polegało na zysku w jednym z tych wymiarów, kosztem strat w drugim. Nie mniej ważnym jest fakt, że jeżeli ma „mocno boleć”, to niech boli jak najkrócej, co zapewniają założenia Deklaracji z Great Barrington. Pośrednio uznaje ich zasadność prof. Włodzimierz Gut – główny doradca epidemiologiczny Głównego Inspektora Sanitarnego > https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/koronawirus/wirusolog-zbliżamy-się-do-jednego-przypadku-zakażenia-na-500-osób/ar-BB1a3oHv?li=BBr5MK7 < Prof. Ryszarda Chazan przyznaje to już bezpośrednio> https://dorzeczy.pl/kraj/157557/prof-chazan-o-epidemii-wylacz-telewizor-wlacz-myslenie.html < podobnie jak doradca Premiera do spraw epidemii prof. Andrzej Horban > https://www.rp.pl/Covid-19/201029867-Horban-o-COVID-19-To-nie-jest-choroba-ktora-zabije-cala-ludzkosc.html <
W takiej sytuacji jedynym rozwiązaniem – jakie zapadłoby w każdym szanującym demokrację kraju – byłoby podanie się premiera wraz rządem do dymisji i ogłoszenie przedwczesnych wyborów parlamentarnych. Ale to rozwiązanie zdrowo-rozsądkowe, logiczne i normalne, a więc nie odnoszące się do naszego państwa i jego władzy. Może więc parafrazując słowa J. Kaczyńskiego skierowane do przedsiębiorców pora powiedzieć mu: – Twoja odpowiedzialność jest odpowiedzialnością na dwóch poziomach. Pierwszym jest uprawianie polityki w sposób, który odpowiada obiektywnym wyborom wszystkich obywateli, tzn. w sposób, który uwzględnia nie tylko twoje państwo, ale również innych niekoniecznie podzielających twoje przekonania. Jeżeli nie potrafisz działać w takich warunkach tzn., że się do tego nie nadajesz. Jeżeli działając we współczesnej Polsce, współczesnej Europie nie jesteś w stanie efektywnie bronić całego polskiego społeczeństwa – odrzucając ograniczenia związane z pandemią – oznacza to, że się po prostu do tego nie nadajesz. I pora zająć się czymś innym > https://www.natemat.pl/amp/284185,co-kaczynski-mowil-o-przedsiebiorcach-ktorych-nie-stac-na-oplacenie-zus < Władza nie po to jest wybierana, aby rozpoznawać rzeczywistość bojem posyłając nań społeczeństwo. Władza wybierana jest po to, aby stojąc w pierwszym szeregu awangardy strzec całe społeczeństwo przed koniecznością stoczenia boju. Zupełnie inna sprawa, że w chwili obecnej nie znajduję żadnej opcji politycznej, która by zaimponowała mi swoją wizją przyszłości naszego państwa, pod którą mógłbym się podpisać. Ponadto charyzma polskich polityków, konieczna do pretendowania do miana męża stanu i masowego poparcia obywateli, z każdej strony sceny politycznej przypomina raczej charyzmę mokrego mopa do podłogi. Swoją drogą to ciekawe, jak odchodzącą w cień narracja władzy „taka jest wola suwerena” (kto to jeszcze pamięta?) zastępuje narracja „my was wszystkich urządzimy”.
W ostatecznym efekcie nawarstwienia błędnych politycznych decyzji, wysoce prawdopodobny jest długotrwały kryzys ekonomiczny wraz ze wszystkiego jego objawami: bezrobociem, niepewnością ekonomiczną, bezprecedensową redukcją oszczędności gospodarstw domowych, trudnym dostępem do kredytów, brakiem inwestycji. Pogorszy się ogólny stan zdrowia społeczeństwa z powodu wielomiesięcznych zaniedbań w przeciwdziałaniu innym – niż COVID-19 – chorobom a także będących skutkiem pandemii powszechnych zaburzeń i kryzysów psychicznych, depresji i chorób psychosomatycznych. Zdecydowanie zmniejszy się dzietność, powodując zapaść już dziś niewydolnego systemu ubezpieczeń społecznych. Będzie to także ostateczny krach programu 500⁺, u którego podstaw legło założenie jej zwiększenia. Zresztą już dziś, podgryzanego przez władzę poprzez propozycje jego ograniczeń. Znacznie spadnie PKB i rozpędzi się inflacja, co może okazać się jedyną drogą umożliwiającą spłacanie zaciąganych dzisiaj przez budżet państwa długów i drukowanego bez pokrycia pieniądza > https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/dodruk-pieniadza-napedza-inflacje-przeslanka-piecsetki-w-bankomatach/y9ddp18 < Ludzie, którzy zaryzykowali kredyty będą mieli do spłacenia o wiele, wiele więcej; ludzie, którzy mieli oszczędności będą mieli dużo, dużo mniej. Spełni się wtedy marzenie premiera Morawieckiego, który – w chwili rzadkiej jak „smocze jajo” – wypowiedział je nie będąc świadomy obecności mikrofonu, cyt. „Jak ludzie ci zapierdalają za miskę ryżu, jak było w czasach po drugiej wojnie światowej i w trakcie, to wtedy gospodarka cała się odbudowała”. > https://www.wprost.pl/polityka/10157906/onet-ujawnil-pelna-tasme-z-mateuszem-morawieckim-co-jest-na-nagraniu.html <
Przy obecnym stanie dostępnej wiedzy, skłaniałbym się do twierdzenia, że Polska nigdy nie miała opracowanego modelu przeciwdziałana pandemii. Wynikły z tego jedynie próby implementacji na nasz grunt metod wprowadzanych w innych krajach. Reagowano na nie z pewnym opóźnieniem, sprawdzając ich działanie u wprowadzających. Postępowała przez to ich nieskuteczność. Efekt porównać można, jedynie do zastosowania lekarstwa gorszego od samej choroby. Wprowadzenie lock-down’u było olbrzymim błędem a ponownie wprowadzane obostrzenia – jeszcze większym – godzą dotkliwie w grupę spoza ryzyka, skutkując tym, że ok. 31 mln. Polaków zmuszonych jest płacić cenę ochrony interesów polityków oraz wygody, zdrowia i życia ok. 7 mln.
Jest to tak samo niewspółmierne, niemoralne, niesprawiedliwe i niegodne, jak płacenie w takiej samej wysokości składki zdrowotnej przez osobę szczupłą, zdrowo się odżywiającą, uprawiającą aktywność na świeżym powietrzu, regularnie poddającą się badaniom i stosującą rutynowo profilaktykę zdrowotną; jak i przez osobę z nadmierną otyłością, spożywającą w zdecydowanej większości żywność wysoko przetworzoną, której jedyna aktywność to przebieranie palcami po pilocie TV, nadmiernie palącą i spożywającą alkohol, nie poddającą się profilaktyce oraz za nic mającą te wszystkie mądre rady mające na celu jedynie wyciągnięcie ich „krwawicy”. Nie jest to jednak popularne ani politycznie poprawne, podobnie jak hipotetyczna propozycja prof. Włodzimierza Guta, cyt. „ gdybyśmy nagle wszyscy zamknęli się na trzy tygodnie w domach, to wówczas znaleźlibyśmy się w sytuacji, w której wirus pozostałby w naszych domach. Oczywiście, to by się łączyło z tym, że część ludzi nie byłaby przygotowana do tego zjawiska, zdrowie części chorych uległoby pogorszeniu, część zmarłaby z powody braku pomocy, ale po trzech tygodniach wirusa by nie było”. A teraz rozejrzyjmy się dookoła – jakie właściwie jest to nasze społeczeństwo? A to większość właśnie, zawsze jest w zainteresowaniu polityków. Pandemie, pomimo że są straszne dla ludzi, są nieodzowne dla ludzkości.
Jaką naukę na przyszłość powinniśmy wyciągnąć z tego okrutnego doświadczenia?
Bardzo długo się nad tym zastanawiałem. Wydawało mi się, że zaprezentowana argumentacja będzie niepełna bez podsumowania – w postaci konkluzji wynikających z powyższych przemyśleń oraz zaleceń – które uchroniłoby nas przed skutkami błędów popełnionych wczoraj i pozwoliły jutro, cieszyć się beztrosko plonami dzisiaj dobrze wykonanego zasiewu. Nie będę jednak tego czynił, gdyż zdałem sobie sprawę, że istnieje co najmniej kilku gigantów umysłu, którzy to już uczynili. Spośród tych, których twórczość jest mi znana i których cenię najbardziej, odpowiedzi na pytania związane z poruszonymi sprawami – skończonymi koncepcjami i projektami kompletnymi – opisanymi w sposób doskonały, do którego przenikliwości mogę jedynie aspirować, udzielili: Isaac Asimov, Richard Dawkins, Jacque Fresco, Yuval Noah Harari, Raymond Kurzweil, Keith Tutt. Wszyscy ludzie o otwartych umysłach, którym wstrętna jest wizja jedynie podzielania ogólnego przekonania – podążania za iluzją umysłu socjopatycznych polityków⁹, nieetycznych naukowców i kalających moralność kościelnych nababów – znajdą w nich oparcie, odpowiedzi na gnębiące pytania i oraz niezwykłe ukojenie płynące ze świadomości, że w swoim sceptycyzmie nie są osamotnieni. Jednak to, co w tych ludziach jest największą siłą, jest jednocześnie ich największą słabością. Będąc z natury indywidualistami, z trudem przyjmują do świadomości konieczność współpracy z podobnymi sobie. Aby do tego doszło, musi połączyć ich idea. To dylemat, którego rozwiązaniu warto by poświęcić życie, gdyż jedynie potęga synergii płynąca z tych zjednoczonych umysłów, byłaby w stanie zmienić dzisiejszą predestynację, w jutrzejszą Arkadię.
Dariusz A. Kamiński
Bibliografia
¹ Debora MacKenzie – „Covid -19. Pandemia, która nie powinna była się zdarzyć i jak nie dopuścić do następnej”, Zysk i Spółka, 2020 r.
² Yuval Noah Harari – „Sapiens”. Od zwierząt do bogów”, PWN, 2017 r.
³ Arystoteles – „Etyka nikomachejska”, PWN, 2020 r.
⁴ Arthur Schopenhauer – „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów”, Alma-Press, 1997 r.
⁵ Platon – „Państwo”, Helion, 2018 r. ?
⁶ William A. Haseltine – „Affordable Excellence: The Singapore Healthcare Story”, Brooking Instititution Press, 2013 r.
⁷ Martin Caparos – „Głód”, Wydawnictwo Literackie, 2016 r.
⁸ Margaret Atwood – „Opowieści podręcznej”, Wielka Litera, 2017 r.
⁹ Harvey M. Cleckley – „The Mask of Sanity”, Martino Fine Books, 2015 r.
Mądre słowa!!!!
A coś więcej na temat autora?
witam co tam naukowcy…co tam politycy mogą wiedzieć o pandemii Pan Fryzjer to dopiero źródło wiedzy wszelakiej. Hahaha
Jak się nie ma merytorycznych argumentów to atakuje się ad personam.
Dziecko drogie, czy Ty w ogóle zrozumiałaś co przeczytałaś?
I znowu to samo, zamiast merytorycznej argumentacji, próba poniżenia …
Zależy kogo się słucha. Mam nadzieję, żę w końcu przebiją się w mediach głosy takich ludzi jak prof. Kuna i prof. Chazan.
Pan Kamiński z pewnością nie jest źródłem wiedzy wszelakiej, ale jak widać nie dość, że z wiedzy tej potrafi wszystkiego co potrzebuje zaczerpnąć, to dodatkowo potrafi nią doskonale operować podobnie jak słowem. Dla mnie analiza trafiona w punkt. Dziękuje.
Pseudonaukowy bełkot …
, cyt. „Idziemy drogą środka i stosujemy optymalne rozwiązania. Nasza strategia oparta jest na trzech filarach: po pierwsze zapewnić sprawność i wytrzymałość systemu ochrony zdrowia, tak, żeby skutecznie walczyć o zdrowie każdej zagrożonej osoby; po drugie zagwarantować stabilność gospodarczą, tak, żeby ratować miejsca pracy oraz zadbać o bezpieczeństwo finansowe polskich rodzin. bełkot bełkot bełkot
Jedynie słuszne słowa Morawieckiego, przytoczone przez autora, uważasz za bełkot? No to pewnie autor się cieszy, że się z nim zgadzasz
Witam i dziękuję dotychczas komentującym zamieszczony materiał. Pragnę zapewnić, że jeżeli padną – na tym forum – pytania dotyczące poruszanych w eseju zagadnień lub słowa racjonalnej krytyki, chętnie się z nimi zmierzę w publicznym dyskursie. Zastrzegam jednak, że nie będę odpowiadał na zarzuty niemerytoryczne – próby manipulowania zamieszczonymi w eseju słowami, oszczerstwa, czy w jakikolwiek sposób nie dotyczące prezentowanych treści. Pragnę wyrazić nadzieję, że potencjalna dyskusja będzie prowadzona w sposób nie urągający żadnej stronie w niej uczestniczącej, a nie w sposób jakiego pragnęłaby władza – kanalizujący złe emocje. Sposób taki nie tylko chroni władze przed świadomym, publicznym i fizycznym manifestowaniem przekonań, ale również służy potwornemu antagonizowaniu społeczeństwo. Dziękuję za uwagę i zachęcam do wymiany poglądów i dyskusji. Z poważaniem, Dariusz A. Kamiński.
Mam wrażenie, że większość negatywnych komentarzy powstała,ze złości na indolencję czytelników i niezrozumienie tekstu pochylcie się nad faktami, dowodami i przytoczoną literaturą, a nie nad jakimiś osobistymi wycieczkami i złośliwościami. Może głupsi niech poproszą Darka o wersje w formie komiksu?
Wg mnie trzeźwy osąd, poparty literaturą.
Izolowanie i szczególna ochrona ok. 7 mln seniorów
wydaje się być słuszna i z całą pewnością „tańsza” (z punktu widzenia wydatków publicznych)
niż tzw. lockdowny, izolacje a może i „kwarantanny narodowe” całego społeczeństwa.
Mnie osobiście uderza brak jakiejkolwiek strategii działania na np.: „taki wypadek”, i pewnie takowej nie mieli poprzednicy obecnie rządzących. I nie przyjmuję do wiadomości, że „nikt nie był na coś takiego przygotowany”, zdaje się, że sporo wydajemy na utrzymanie instytucji powołanych do opracowania strategii „na taki wypadek”.
Po przeczytaniu około 10 zdań tekstu od razu wiedziałem, że to musi być tekst, który „wyszedł z pod Pana pióra”. Miałem jedynie wątpliwość co do faktu zamieszczenia go na stronie Elbi bo nigdy tego Pan nie robił. Malkontenci (którzy się tu nie ujawniają) twierdzą, że to jest tekst typu: gdzieś jakoby coś miało się wydarzyć, ale gdzie i co to nie wiadomo bo ci to widzieli i co o tym słyszeli to mówią, że to nieprawda bo tam w ogóle nic nie było. Po części mają rację. Proponuję im wczytanie się ze zrozumieniem to odkryją głębszy sens zamieszczonych treści.
a gdzie ten Pan publikuje swoje teksty?
Aby więcej takich głosów rozsądku.
Jedna z kolejnych hipotez Pana Kamińskiego sprawdza się na naszych oczach. Rzekomy premier ogłasza, że lockdown, na który wszyscy się przygotowywali, jest niepotrzebny, https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/premier-liczba-zakażeń-zaczęła-spadać-obecnie-nie-ma-potrzeby-narodowej-kwarantanny/ar-BB1aXy5Q?li=BBr5MK7 Jednak można trafnie prognozować wbrew powszechnemu przekonaniu.
Rzekomy premier zastosował prostą sztuczkę. Ustawił sobie próg po którym miałby być wprowadzony lockdown a potem tak manipulował ilością testów i wynikami aby tego progu nie osiągnąć.
aha, następny/a od tańca i śpiewania czy tam pisania oczywistości a robić nie ma komu …
Jak esej może być merytoryczny jeśli autor na samym wstępie opowiada się za jedną ze stron politycznych (wzmianka o wyborach z 2015) i stron konfliktu (przyznanie się, że to Deklaracji jest zwolennikiem). Dalsza część artykułu po takim wstepie to już tylko próba udowodnienia że to jedyna słuszna Deklaracja jest właściwą drogą.
Boszeee… Naprawde? Zacznij od definicji eseju i zapoznaj się z roznica pomiedzy obiektywny’ a ‚merytoryczny’. Kompromitacja kompletna. Glupota to jedyna przypadlosc, ktora nie boli nia dotknietego tylko ludzi, ktorzy go otaczaja.
Brawo!!!:)))))
Panie Dariuszu bardzo proszę o komentarz do poniższych uwag:
1.1 Rycina 1 przedstawia ofiary epidemii (jak na diagramie) czy pandemii jak w podpisie? Epidemia i Pandemia to dwa różne pojęcia i synonimami nie są. MERS, SARS, grypa rosyjska nie były pandemiami.
1.2 Grypa azjatycka wg dokumentów WHO spowodowała między 1-4mln ofiar a nie jak dobrze widzę 10mln jak na rycinie.
2. „I kiedy wcześniej głównym ich powodem był powszechny brak higieny oraz niedostatek wiedzy medycznej, to w XX -XXI w. – okresie gwałtownego rozwoju wiedzy, technologii oraz dostępności detergentów i medykamentów o domniemanej skuteczności”
W tym zdaniu sugeruje Pan, że lekarstwa i szczepionki mają wątpliwą skuteczność? To przecież przede wszystkim dzięki szczepionce na Ospę prawdziwą wyeliminowano ten problem w XXw. W Grypie hiszpance to wtórne bakteryjne zapalenie płuc odpowiadało za większość zgonów – na co obecnie mamy antybiotyki. Proszę o uściślenie o jaką domniemaną skuteczność medykamentów chodzi.
3. „Jednak teraz w obliczu nowych fal wirusa większość europejskich krajów decyduje się na pójście szwedzką drogą”
W podlinkowanym artykule nie ma wymienionego ani jednego kraju, który przechodzi na system szwedzki – jedynie twierdzenie epidemiologa z Uniwersytetu. Myślałem, że się dowiem, które kraje przechodzą na system szwedzki.
Z ostatnich danych wynika, że odporność stadna w Szwecji jest na niższym poziomie niż zakładano i w kolejnych regionach kraju są wprowadzane kolejne restrykcje – jednak należy zaznaczyć, że w inny sposób niż u nas bo poprzez zalecenia a nie nakazy. Trzeba przy tym zauważyć, że społeczeństwo szwedzkie znacznie różni się od polskiego i to co działa w Szwecji nie koniecznie działałoby gdzieś indziej (zalecenia a nie nakazy).
4. „Uznam, że p. prof. zapomina iż nie ma i raczej nie będzie mocnych dowodów naukowych, na trwałą odporność ochronną na SARS-CoV-2 po ewentualnym szczepieniu.”
To, że nie ma to wiemy, to że „raczej nie będzie” to nie wiadomo, nie ma jeszcze szczepionki więc to czyste gdybanie. Część szczepionek starcza na całe życie, część na kilka/kilkanaście lat. Trzeba pamiętać, że Sars-CoV-2 nie jest kolejnym wirusem grypy i nie wiadomo jak to będzie wyglądać. Równie dobrze mogę napisać, że nie ma mocnych dowodów naukowych na trwałą odporność ochronną społeczeństwa na Sars-CoV-2 po przebyciu Covid-19.
“There’s no magic wand we can use here,” Andersen says. “We have to face reality — never before have we reached herd immunity via natural infection with a novel virus, and SARS-CoV-2 is unfortunately no different.”
nature.com/articles/d41586-020-02948-4
nature.com/articles/d41586-020-02506-y
Jest po prostu zdecydowanie za wcześnie, żeby o tym decydować.
5. „Natomiast samoistne wygaszenie dużych ognisk chorobowych wywoływanych przez wirusa Zika¹ dostarcza mocnych naukowych dowodów na skuteczność odporności stadnej. Z jej powodu francuskie SANOFI utopiło dziesiątki mln € w niepotrzebną nikomu szczepionkę, co spowodowało zaprzestanie jej dalszych badań.”
To o czym zapomniał Pan wspomnieć, to fakt, że wirus Zika przenoszony jest przez komary/moskity i drogą płciową a nie drogą kropelkową co ma istotny wpływ na porównywanie sytuacji z Sars-CoV-2.
cdc.gov/zika/prevention/transmission-methods.html
Ponadto nie zaprzestano badań nad szczepionką na wirus Zika.
ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7349928/
6. „Po drugie, danymi dotyczącymi wspomnianych chorób dysponują w Polsce lekarze POZ, wobec czego określenie grupy ryzyka jest w rzeczywistości łatwe.”
Pod warunkiem, że każdy się regularnie bada i taka historia u lekarza POZ istnieje. Cukrzyca, HIV, nadciśnienie tętnicze czy nowotwory bardzo często na początku nie dają żadnych objawów.
7. Jeżeli chodzi o wzmianki, że podjęte działania zapobiegawcze w 1918r. nie dawały rezultatów to wg mnie powinniśmy porównywać obecnej sytuacji z tą z czasów grypy hiszpanki. Nawet w przytaczanym przez Pana linku autor pisze:
„Szukanie analogii obecnej sytuacji do czasów pandemii tzw. hiszpanki, najgroźniejszego jak do tej pory szczepu grypy na którego to w samych Stanach Zjednoczonych zmarło kilkaset tysięcy osób, też większego sensu nie ma. Owszem, wirus grypy hiszpańskiej podobnie jak koronawirus SARS-CoV-2 rozprzestrzeniał się bardzo łatwo i szybko. Powodował jednak nieporównywalnie większą śmiertelność niż obecny wirus, atakował inne grupy wiekowe, powodując zgon w znacznie krótszym czasie. Grypa hiszpanka pojawiła się ponad sto lat temu, w zupełnie innych czasach, nieporównywalnych jeśli chodzi o wiedzę medyczną, możliwość opracowania szczepień i leków, a także wdrażanie środków zapobiegawczych i komunikowanie się. Sto lat temu nieporównywalny był też poziom współzależności rozwojowej świata, z wszystkimi jego pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami.”
uniwersyteckie.pl/nauka/prof-maciej-walkowski-niepewna-przyszlosc-swiata
8. „Niedawno WHO dopuściła w diagnostyce SARS-CoV-2 szybkie testy antygenowe. Równie dobrym sposobem typowania zakażonych byłby rzut monetą.”
Nie wiedział Pan, że testy kupione na wiosnę przez rząd Polski nie posiadają certyfikacji?
rp.pl/Koronawirus-SARS-CoV-2/304169869-Koreanskie-testy-na-koronawirusa-malo-wiarygodne.html
Pisanie, że wszystkie testy antygenowe są do wyrzucenia do kosza to lekko mówiąc manipulacja. To, że ktoś ładnie zarobił na tych testach, tak jak na maseczkach i respiratorach nie oznacza, że cała technologia jest o kant d* rozbić.
nature.com/articles/d41586-020-02661-2
ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7422837/
9. Najpierw Pan pisze o mutacjach, które powodują, że wirus jest mniej śmiertelny a na koniec przytacza Pan artykuł, w którym nie ma ani słowa o mutacjach, za to jest zapis: „Bardzo niska średnia wieku (18 lat) i niewielki odsetek osób powyżej 60. roku życia, a także występowanie innych licznych chorób zakaźnych wzmacniających układ odpornościowy to jedne z powodów, dla których w Tanzanii wpływ pandemii na zdrowie publiczne jest stosunkowo niewielki w porównaniu z Europą – uważają eksperci.”
Wg przytoczonego linku to nie mutacja odpowiada za mniejszą ilość zgonów i łagodne objawy w Tanzanii.
11. „Oba równie szybko mutują”
Sars-CoV-2 mutuje wolniej od np. wirusów grypy.
http://www.nature.com/articles/d41586-020-02544-6
12. „Nasuwającymi się automatycznie są te dotyczące grypy, chociaż wielu naukowców i lekarzy głównego nurtu kwestionuje takie porównania. Jednak zarówno zakażenie wirusem grypy, jak i SARS-CoV-2 – a także mnóstwem innych wirusów – daje w mniejszym, czy większym stopniu podobne objawy i powikłania.”
Czyli pomimo, że naukowcy odradzają to Pan i tak je porównuje. Sars-CoV-2 i wirusy grypy to 2 różne światy (pomimo podobieństw w objawach). Bardziej pasowałoby porównanie Sars-CoV-2 do wirusa SARS lub MERS – wszystkie 3 to koronawirusy i genowo są sobie najbliższe i mają również podobne objawy.
Ponadto trzeba zaznaczyć, że z tych ponad 4mln zachorowań na grypę przetestowano tak naprawdę ok. 700 próbek, z czego bodajże u ok. 350 potwierdzono laboratoryjnie zachorowanie z powodu wirusa grypy, reszta to podejrzenia lub przypadki grypopodobne.
Zgodnie z decyzją wykonawczą komisji UE do raportów zgłaszane są osoby, u których występuje co najmniej 1 z następujących postaci klinicznych:
– nagłe wystąpienie objawów
oraz co najmniej 1 z następujących objawów ogólnych:
– gorączka lub stan podgorączkowy
– złe samopoczucie
– ból głowy
– ból mięśniowy
oraz co najmniej 1 z następujących objawów oddechowych:
– kaszel
– ból gardła
– duszność
Oznacza to, że do tych milionów zachorowań można wrzucić również osoby chorujące na przeziębienie (kaszel, ból gardła, złe samopoczucie, stan podgorączkowy – wystarczy jeszcze lekarzowi podczas teleporady powiedzieć, że wszystkie objawy pojawiły się w tym samym dniu i mamy spełnione wszystkie warunki), a w sezonie 2019-2020 osoby chorujące na Covid-19 (przechodzące łagodnie chorobę).
wwwold.pzh.gov.pl/oldpage/epimeld/grypa/index.htm
13. „Pomijając 40-50% ryzyko błędu samych testów na SARS-CoV-2”
Chciałbym poznać źródło, które mówi o tak dużym ryzyku błędu testów RT-PCR.
14. „Od pojawienia się 09.2019 r. pierwszego odnotowanego zakażenia SARS-CoV-2 w Chinach, na świecie ogółem zmarło ok. 60 mln osób, przy czym 3 mln z powodu infekcji dróg oddechowych, 1,5 mln na AIDS, 1,8 mln na gruźlicę, 3 mln na malarię, 1,5 mln na biegunki. Ale najwięcej zgonów było z powodu tych chorób, które w Polsce z powodu pandemii mają utrudniony dostęp do diagnostyki i leczenia: 7,5 mln osób z powodu choroby niedokrwiennej serca, 7,5 mln na udar mózgu, 4 mln z powodu POChP i 15 mln na nowotwór”
Podany link odnosi się do publikacji ze stycznia 2019r, który podaje dane nawet z 2012r. czy 2015r. więc jak te dane mają się do obecnych czasów? Trzeba by się przyjrzeć danym w przyszłym roku i porównać z danymi z zeszłych lat żeby stwierdzić jaki wpływ pandemia miała na dostęp do leczenia innych chorób.
15. „Od pojawienia się 09.2019 r. pierwszego odnotowanego zakażenia SARS-CoV-2 w Chinach”
A dokładniej mówiąc od 31 grudnia 2019. Choć wtedy jeszcze nie znano przyczyny. Mówi o tym raport WHO z 5 stycznia 2020r. Dopiero 7 stycznia wyizolowano wirusa, więc wcześniej nie można było potwierdzić zakażenia wirusem Sars-Cov-2.
I żeby nie było wątpliwości. Nie próbuję podjąć tematu, która propozycja czy ta z Deklaracji czy Memorandum są lepszym wyjściem z sytuacji – nie zagłębiałem się jakoś szczególnie w ten temat a moje uwagi dotyczą jedynie tego co przeczytałem w Pana artykule.
Ponadto uważam, że spójna strategia walki z Covid-19 w Polsce nie istniała, nie istnieje i nie zanosi się na to bo rządzą nami kretyni, dla których ważniejsze jest własna kieszeń niż nasze zdrowie i życie.
Panie Remigiuszu, dziękuję za czas poświęcony esejowi oraz uwagi. Oczywiście – zgodnie z deklaracją – z przyjemnością odpowiem na wszystkie. Proszę mi dać czas na opracowanie odpowiedzi. Powaga z jaką traktuję słowo oraz mnogość poruszonych kwestii tego wymaga. Niestety, zmuszony jestem czas dzielić pomiędzy zobowiązania zawodowe, rodzinne i wynikające z eseistyki, która nie jest jedyną, ani też główną dziedziną moich realizacji. Mógłbym wprawdzie na gorąco odpowiedzieć na kilka uwag, ale efektywniejszym będzie szereg odpowiedzi udzielonych w tym samym czasie i w jednym komentarzu. W sytuacji, w której obydwaj bierzemy udział w publicznym dyskursie – wszak pojedynki gladiatorów zawsze wzbudzają większe zainteresowanie, niż nawet najprzedniejsza oracja – proszę również o przedstawienie się z imienia i nazwiska. Dyskusja – w rzeczy samej – z anonimem, niestety zmniejsza wagę pańskich uwag i różnie pozycjonuje nasze stanowiska. Uczciwie i poważnie Pana traktuję, więc chciałbym tego uniknąć. Oczywiście, odpowiem tak czy inaczej, gdyż błędem byłoby pozostawienie pytań bez odpowiedzi. Jednak już starożytni wiedzieli, że wygrać z nierównorzędnym przeciwnikiem – żadna to chwała, natomiast przegrać – chluby nie przynosi.
Remigiusz w punkt!